Izrael zgodził się, że przestanie ścigać 180 bojowników palestyńskiego ugrupowania Al-Fatah, jeśli ci zaprzestaną ataków na państwo żydowskie. Ma to ożywić rozmowy pokojowe.
Izraelska deklaracja ma w swoim założeniu być gestem wobec umiarkowanego prezydenta Autonomii Palestyńskiej Mahmuda Abbasa. Na takie rozwiązanie nalegają się Stany Zjednoczone. Waszyngton chce, by premier Izraela Ehud Olmert poprzez Abbasa ożywił zamrożone od dawna rozmowy pokojowe. Po tym, jak radykałowie z Hamasu w połowie czerwca przejęli kontrolę nad Strefą Gazy, Izrael wzdragał się przed omawianiem spornych kwestii takich jak status Jerozolimy, czy sytuacja palestyńskich uchodźców.
Tymczasem izraelski minister bezpieczeństwa publicznego Abraham Dichter zastrzegł, że nie jest to ustępstwo, lecz "próba zmiany atmosfery". - Jeśli okaże się, że się myliliśmy, zmienimy decyzję - powiedział Dichter.
Bojownicy Brygad Męczenników Al-Aksy, zbrojnego ramienia związanego z prezydentem Abbasem Fatahu, zobowiązali się do odrzucenia przemocy. Niektórzy z nich oddali broń. - Chcę żyć normalnie, bez zabójstw i aresztowań ze strony Izraela - powiedział jeden z przywódców Brygad Monif al-Rimawi. Wcześniej on i jego 35 bojowników poszukiwanych przez izraelskie władze podpisali pisemne zobowiązanie w Ramalli na Zachodnim Brzegu Jordanu.
W poniedziałek premier Olmert planuje spotkać się z prezydentem Abbasem. Do spotkania najprawdopodobniej dojdzie w Jerozolimie, gdzie politycy mają omawiać m.in. kwestię amnestii.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl