- Byłoby mądrze zainwestować kolejne 20 miliardów dolarów, by wzmocnić bezpieczeństwo Izraela na następne pokolenie - oznajmił minister obrony Izraela Ehud Barak w rozmowie z "Wall Street Journal". Pieniądze miałyby pochodzić ze Stanów Zjednoczonych.
W tej chwili amerykańska pomoc wojskowa dla Izraela obliczana jest na ok. 3 miliardów dolarów, co stanowi ponad 1/6 budżetu obronnego Tel Awiwu szacowanego na 17 miliardów dolarów, czyli ok. 9 proc. PKB.
Barak uważa jednak, że w obliczu szalejących w regionie przemian taka kwota może nie zapewnić jego krajowi bezpieczeństwa. Co prawda cieszy się z demokratycznych zmian w Tunezji czy Egipcie, ale jest sceptyczny co do szans powodzenia przemian w Iranie lub Syrii.
A to ze strony tych państw Izrael upatruje największego niebezpieczeństwa. Zdaniem Baraka Iran i Syria "mogą być ostatnimi, które poczują żar" regionalnych niepokojów. Tymczasem to właśnie wzmocniony dodatkowymi pieniędzmi Izrael "może zostać stabilizatorem w tak niespokojnym regionie".
Władze Izraela z uwagą i niepokojem śledzą rozwój wydarzeń w regionie. Dotychczasowy prezydent Egiptu Hosni Mubarak był dla nich gwarantem pokoju w regionie. Po jego obaleniu premier Benjamin Netanjahu wyraził obawę, że Egipt, głównie za sprawą Iranu i islamskich ekstremistów, może stać się drugą Gazą.
Źródło: wsj.com