- Wpadka Irlandii nie dyskwalifikuje Traktatu Lizbońskiego. UE będzie szukać sposobu na wprowadzenie go w życie - komentuje szef polskiego rządu Donald Tusk.
Z wstępnych wyników referendum wynika, że Irlandczycy powiedzieli "nie" traktatowi. A to oznacza, że reforma Wspólnoty stoi pod znakiem zapytania. Jednak premier Tusk zdaje się nie tracić optymizmu: - Będziemy skutecznie szukali drogi, aby lizbońskie ustalenia weszły w życie. Europa raczej znajdzie jakiś sposób - ocenił szef rządu.
Zaznaczył, że nie chce wyprzedzać faktów, bo w Irlandii liczenie głosów ciągle trwa. Nie chciał także sugerować, w jaki sposób powinien teraz postąpić Dublin.
- Wydaję się, że delikatność i wstrzemięźliwość liderów innych państw europejskich niż Irlandia może mieć duże znaczenie dla Irlandczyków. Jeśli będziemy tupać nogami, robić grymasy i pouczać, to niewykluczone, że ten kłopot będzie miał trwały charakter. A my wolelibyśmy wszyscy, żeby krok po kroku zamknąć sprawę, także w Irlandii - stwierdził Tusk.
Dodał, że Traktat Lizboński sprzyja integracji europejskiej: - Unia ma się stać się bardziej jednolitym organizmem w sensie politycznym, co jest bezdyskusyjną korzyścią dla Polski - podkreślił prezes Rady Ministrów.
Nawet jeśli miałoby się okazać, że Irlandczycy w tym pierwszym referendum odrzucają Traktat Lizboński, to wcale nie musi znaczyć, że jest on zły. To znaczy tylko tyle, że niektóre zapisy być może nie odpowiadają części opinii publicznej w samej Irlandii. Uważam, że per saldo Traktat jest korzystny i dla Polski i dla całej UE. Premier Donald Tusk o Traktacie Lizbońskim
"Przerażone elity europejskie"
Z kolei prezes PiS Jarosław Kaczyński nie ukrywa, że - jego zdaniem - Traktat nie był dla Unii najlepszym rozwiązaniem. - To, co się działo wokół tego dokumentu, miało pewien szczególny rys. To była akcja elit europejskich, wystraszonych sceptyczną postawą społeczeństw - ocenia Kaczyński. Jego zdaniem trzeba się teraz poważnie zastanowić nad tym, jakiej Europy chcą jej mieszkańcy.
- Demokracja jest możliwa tylko w państwach narodowych. Trzeba zreformować Unię tak, aby stała się realnym podmiotem światowej polityki, ale będzie to wymagało daleko idących zmian - prognozuje szef Prawa i Sprawiedliwości.
"Upadek traktatu to nie tragedia"
- Takie są reguły gry, trzeba uszanować decyzję Irlandyczków - tak wstępne wyniki irlandzkiego referendum komentuje Paweł Kowal (PiS). Poseł zastrzega jednak, że trzeba poczekać na oficjalne wyniki głosowania.
- Upadek Traktatu Lizbońskiego to nie tragedia - przekonywał w TVN24 Kowal i tłumaczył: - Podstawą działania UE jest szeroki kompromis, dlatego jest unią mędrców, a nie mędrków. Poczekajmy na oficjalne dane. Jeśli Irlandia powiedziała "nie", trzeba będzie spokojnie pomyśleć, co dalej. Podkreśla, że zbliża się Rada Europejska, na której politycy obszernie przedyskutują wyniki referendum na Szmaragdowej Wyspie.
W Unii jak na boisku
W rozmowie z TVN24 poseł zaznaczył, że państwa Wspólnoty mają obowiązek uszanować decyzję Irlandczyków. Nawiązał przy tym do meczu Polska-Austria. - Oglądał pan to spotkanie? - zwrócił się poseł do dziennikarza i ciągnął metaforę dalej: - A jakby się pan czuł, gdyby z murawy usunięto jakiegoś zawodnika, bo ma inną fryzurę? - komentował uśmiechnięty Kowal. - W Unii gramy razem - skwitował poseł.
Zawinił polski prezydent?
Potrzebne są ratyfikacje w pozostałych krajach. Prezydent Lech Kaczyński źle uczynił, zwlekając z ratyfikacją Traktatu w Polsce. Jolanta Szymanek-Deresz (Lewica) o Traktacie Lizbońskim
- Gdyby Lech Kaczyński nie zwlekał z podpisaniem Traktatu, mogłoby to korzystnie wpłynąć na sytuację w Irlandii - to z kolei opinia Jolanty Szymanek-Deresz (Lewica). Jej zdaniem prezydent powinien złożyć podpis pod unijnym dokumentem nawet wtedy, jeśli potwierdzi się czarny scenariusz i Irlandia powie oficjalnie "nie".
Szymanek-Deresz uważa, że ratyfikacja Traktatu Lizbońskiego we wszystkich pozostałych krajach UE jest konieczna, by możliwy był wariant "B" dla przyjęcia tego dokumentu.
Damy Irlandii drugą szansę?
Posłanka Lewicy podkreśla, że istnieje możliwość stworzenia Irlandii drugiej szansy przyjęcia Traktatu Lizbońskiego. Podobna sytuacja miała już miejsce w 2001 roku, kiedy mieszkańcy Szmaragdowej Wyspy odrzucili w referendum Traktat Nicejski.
Dylematy Brukseli
W Brukseli szok i zaskoczenie. Unijni urzędnicy z niedowierzaniem przyjęli wstępne wyniki irlandzkiego referendum. - Ktoś powiedział "O Boże!", ktoś "Żartujesz?!", a inny "Wiedziałem, że tak będzie, ale szkoda..." - relacjonuje korespondentka TVN24 w Brukseli Inga Rosińska.
Pozostaje pytanie: co dalej? - Francja mówi, że irlandzkie "nie" oznacza koniec traktatu, ale dodaje, że trzeba nawiązać dialog z irlandzkim społeczeństwem. Może kolejne konwencje zostaną dodane do traktatu, żeby go uratować - spekuluje Rosińska.
1%
Irlandczycy stanowią zaledwie 1% mieszkańców UE. Ta właśnie garstka może pogrążyć reformę Wspólnoty. Społeczeństwo jest bardzo podzielone. Jeśli różnica między głosami "za" a głosami "przeciw" będzie mniejsza niż 10 tysięcy, dojdzie do ich powtórnego przeliczenia.
Irlandia jest jedynym z 27 państw Unii, gdzie o losie Traktatu musiało zadecydować referendum. Dokument może wejść w życie jedynie pod warunkiem, że zaakceptują go wszystkie państwa członkowskie.
Źródło: tvn24