W piątek o godz. 23 czasu polskiego zakończyły się w Irlandii wybory do Parlamentu Europejskiego. Nie opublikowano wyników sondażowych głosowania. Irlandczycy wybierali 11 europosłów.
Przedwyborcze sondaże wskazywały, że cztery do pięciu mandatów może zdobyć Partia Jedności Irlandzkiej (Fine Gael) premiera Endy Kenny'ego. Wystawienie kilku silnych kandydatów, mających spory własny elektorat, pomoże tej partii, choć ogółem Irlandczycy są niezadowoleni z jej polityki zaciskania pasa. Sondaże prognozowały też, że na mandaty w PE może liczyć partia "My Sami" (Sinn Fein). Wystawiła ona młodych, czasem zupełnie nieznanych kandydatów, którzy w kampanii skupili się na problemach gospodarczych i bezrobociu. Ocenia się, że co najmniej jeden mandat zdobędzie rządząca przed kryzysem Partia Republikańska. Żaden zapewne nie przypadnie Partii Pracy współrządzącej Irlandią z Fine Gael.
Wśród tematów gospodarka i oszczędności
W kampanii liczyły się przede wszystkim gospodarka i działania oszczędnościowe rządu, które przeważały nad problemami unijnymi. Jak przypomina BBC, relacje Irlandii z UE z "wielkiego uczucia" zmieniły się potem w "trudne partnerstwo" z powodu kryzysu, jaki przeżywał kraj i programu oszczędnościowego, który Dublin realizował w zamian za pomoc finansową. Jednak tylko jeden otwarcie eurosceptyczny polityk ma szanse na wejście do Parlamentu Europejskiego - deputowany do irlandzkiego parlamentu Luke "Ming" Flanagan. Były to drugie w Irlandii wybory do PE, po tych z 2009 roku, w których mogli wziąć udział mieszkający tam Polacy. Jednak partie polityczne nie zdecydowały się w tegorocznej kampanii sięgnąć po głosy imigrantów i nie prowadziły żadnej akcji wyborczej wśród Polaków.
Autor: kde//kdj / Źródło: PAP