Fala przemocy w Iraku znów przybiera na sile. W walkach z szyickimi rebeliantami w Basrze i Bagdadzie zginęło 55 osób. W amerykańskim nalocie na Tikrit kolejnych osiem. Trzech Amerykanów zostało rannych w ataku na Zieloną Strefę w irackiej stolicy.
Ranni Amerykanie to ofiary moździerzowego ostrzału silnie chronionego rządowego kompleksu w centrum Bagdadu. Zabici w Tikricie to cywile, prawdopodobnie członkowie jednej rodziny.
Najcięższe walki trwają jednak w Basrze i Bagdadzie między irackim wojskiem a szyickimi bojownikami Armii Mahdiego. W dwudniowych walkach zmarło już kilkadziesiąt osób, a setki zostało rannych.
Ciężkie walki z sadrystami
Starcia rozgorzały w poniedziałek, gdy rząd postanowił rozprawić się z dowodzonymi przez Muktadę as-Sadra oddziałami, które sprawowały niemal niekontrolowaną władzę na dużymi częsciami kraju, szczególnie na południu, oraz w stołecznej dzielnicy, tzw. Mieście Sadra.
Premier Iraku Nuri al-Maliki dał sadrystom 72 godziny na złożenie broni. Dodał, że jeśli tego nie uczynią, spotkają ich "poważne kary".
Sadr z kolei wezwał do strajków okupacyjnych w całym kraju w proteście przeciwko atakom na jego zwolenników. Zagroził też "rewoltą obywatelską", jeśli operacje przeciwko Armii Mahdiego nie zostaną wstrzymane.
Źródło: Reuters, PAP, thenewstribune.com, iht.com