Mimo, że wielu wyborców chętnie widziałoby ją jako wiceprezydenta USA, a ona sama kilka razy wyrażała zainteresowanie fotelem drugiego polityka w państwie, w czwartek ustami swojego rzecznika Hillary Clinton ogłosiła, że nie będzie ubiegać się o wiceprezydenturę. Chyba, że... Obama sam ją o to poprosi.
Clinton, która w sobotę ma oficjalnie wycofać się z walki o nominację prezydencką Demokratów, nie będzie o nic prosić Baracka Obamy. Jej rzecznik Phil Singer oświadczył, że senator z Nowego Jorku nie chce zabiegać o wiceprezydenturę. - Wybór należy wyłącznie do Obamy - podkreślił Singer.
Koncepcja aby to Hillary Clinton stanęła u boku Obamy i jako wiceprezydent pomogła mu w planowanych reformach ma wśród Demokratów wielu zwolenników. Taki krok ich zdaniem zjednoczyłby członków partii po 16-miesięcznej wyczerpującej walce o nominację prezydencką.
Obama nie mówi "nie"
Sama senator Nowego Jorku, która we wtorek poniosła porażkę w prawyborach w Montanie zapewniła już, że w sobotę oficjalnie wycofa się z wyścigu, poprze swojego dotychczasowego rywala i zaangażuje się w pozyskiwanie funduszy na rzecz jego kampanii wyborczej. Ale niektórzy spośród tych, którzy wykładali największe sumy na kampanię Clinton w zamian za poparcie Obamy oczekuje ponoć, aby czarnoskóry senator z Illinois właśnie ją mianował na swego zastępcę. W USA zwyczajowo wiceprezydenta wskazuje przed wyborami pretendent do Białego Domu.
Obama, który w czwartek spotkał się z Clinton, zapewnia, że jego wybór będzie przemyślany i uwzględni różne możliwości. Oprócz senator Nowego Jorku, wśród potencjalnych kandydatów na urząd wiceprezydenta wymienia się m.in. wpływowego senatora z Wirginii Jima Webba oraz latynoskiego gubernatora Nowego Meksyku Billa Richardsona.
Źródło: PAP, tvn24.pl