Hakerzy? "To nie Chiny"

 
Chińczycy do niczego się nie przyznająsxc.hu

Oskarżane regularnie o przeprowadzania cyberataków Chiny kolejny raz zaprzeczają, by miały coś z nimi wspólnego. Tym razem Pekin wypiera się odpowiedzialności za szeroko zakrojone operacje szpiegowskie w cyberprzestrzeni, do których doszło w ostatnich latach na całym świecie, a o których w środę poinformowali amerykańscy eksperci.

Amerykańska firma zajmująca się bezpieczeństwem internetowym McAfee podała, że ponad 70 organizacji i rządów, w tym ONZ i amerykańskie firmy pracujące dla armii, padły w ostatnich latach ofiarą ataków hakerskich, które - zdaniem ekspertów - mogły pochodzić z Chin.

McAfee poinformowała, że wśród ofiar włamań są m.in. rządy Kanady, Indii, Korei Płd., Tajwanu, USA i Wietnamu, organizacje międzynarodowe jak ONZ, ASEAN, Międzynarodowy Komitet Olimpijski czy Światowa Agencja Antydopingowa, 12 amerykańskich i jedna brytyjska firma świadcząca usługi dla wojska, firmy zajmujące się budownictwem, produkcją stali, energii, paneli słonecznych, satelitów oraz finansami czy wreszcie media i think tanki.

McAfee uważa, że za włamaniami stoi jakieś państwo, jednak firma nie chce wskazywać które. Zdaniem m.in. Jima Lewisa, eksperta ds. cyberataków z amerykańskiego Centrum Badań Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS), który miał dostęp do wyników prac McAfee, wiele wskazuje na to, że za ataki mogą być odpowiedzialne Chiny. Zdaniem eksperta dowodzą tego m.in. ataki na instytucje tajwańskie i innych krajów Azji Południowo-Wschodniej

"Jest nieodpowiedzialne, by wiązać Chiny z internetowym piractwem" - napisał w odpowiedzi dziennik "Renmin Ribao", organ Komunistycznej Partii Chin, w pierwszej reakcji Pekinu na tę sprawę.

Chiny są regularnie oskarżane o udział w cyberatakach. W 2010 roku koncern Google poinformował, że chińscy hakerzy włamali się do skrzynek pocztowych należących do amerykańskich urzędników, dziennikarzy oraz chińskich dysydentów.

Źródło: PAP

Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu