Kilkunastu działaczy Greenpeace zakłóciło w środę swoim happeningiem obrady Zgromadzenia Narodowego - niższej izby francuskiego parlamentu. Uczestników akcji, domagających się od władz walki z globalnym ociepleniem, usunęła z budynku żandarmeria. Podczas akcji kilku ekologów wspięło się też na dach budynku parlamentu.
Do happeningu doszło podczas popołudniowej debaty w Zgromadzeniu Narodowym na temat przygotowań do zbliżającego się międzynarodowego szczytu klimatycznego w Kopenhadze. Gdy przemawiał minister ds. ekologii Jean-Louis Borloo, siedzący na miejscach dla publiczności działacze ekologiczni rozwinęli transparenty z napisem: "Do czynu, panie prezydencie!".
Równocześnie jedna z działaczek Greenpeace zsunęła się po linie na salę obrad. Wyprowadziły ją jednak stamtąd natychmiast służby porządkowe. Wkrótce potem ewakuowano wszystkich innych widzów.
Chaos na sali i telefon o bombie
Kilku deputowanych Zielonych nagrodziło happening oklaskami, co wywołało oburzenie przedstawicieli rządzącej prawicy. Krzyczeli oni w stronę Zielonych: "Chuligani!", "Faszyści!". Parlament przerwał na chwilę obrady, gdy na sali zapanował kompletny chaos.
Zaraz potem, około godziny 17, obrady parlamentu zostały zawieszone po anonimowym telefonie o rzekomym podłożeniu bomby w tym gmachu. Nie wiadomo, czy alarm miał związek z wcześniejszą akcją Greenpeace.
Ekolodzy na dachu
Nieco wcześniej w środę, koło południa, kilku działaczy Greenpeace wspięło się z wozu strażackiego po drabinie na dach Zgromadzenia Narodowego i rozwinęło tam swoje transparenty. Zostali jednak szybko usunięci przez żandarmerię.
Greenpeace domaga się od prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego, by na grudniowym szczycie w Kopenhadze walczył z większą niż do tej pory determinacją o redukcję emisji gazów cieplarnianych na świecie.
Źródło: PAP