- Jutro w Kairze spotykają się przedstawiciele państw UE i po tym zebraniu polskie MSZ wyda nowy komunikat w sprawie sytuacji w Egipcie - zapowiedział w "Faktach po Faktach" wiceminister spraw zagranicznych Jacek Najder. Stwierdził także, że gdyby sam miał teraz wykupioną wycieczkę do Egiptu, "to by nie pojechał".
W Egipcie od wtorku trwają demonstracje, w których zginęły 74 osoby, a ok. 2 tys. odniosło obrażenia. Protestujący domagają się ustąpienia sprawującego od 30 lat urząd prezydenta Hosniego Mubaraka. Wiceminister stwierdził, że właściciele biur podroży "powinni poczuwać się do odpowiedzialności za ludzi, których wysyłają do Egiptu".
Dodał też, że MSZ zwraca się z prośbą do biur podróży, aby te nie organizowały wyjazdów poza bezpieczne egipskie kurorty nad morzem. - Zwłaszcza, że po dzisiejszych zamieszkach muzea są zamknięte - mówił.
Wiceminister zapowiedział, że jeśli konieczna byłaby ewakuacja Polaków z Egiptu, to będzie ona, tak jak w przypadku Tunezji, organizowana "siłami biur podróży".
"Władza przechodzi w ręce armii"
Z kolei były szef MSZ Dariusz Rosati stwierdził, że sobotnie nominacje na urząd wiceprezydenta i premiera Egiptu świadczą o tym, że władza w kraju przechodzi w ręce armii. - Mubarak traci wpływ na władzę. Jeśli tak będzie rozwijać się sytuacja, to prezydent będzie musiał odejść - ocenił.
Jednak jego zdaniem w Egipcie raczej nie powtórzy się scenariusz tunezyjski, czyli żeby prezydent uciekł z kraju. - On jest politykiem większego kalibru i chyba sytuacja go nie zmusza do ucieczki - uznał Rosati.
"Demonstrujący to wyedukowani Egipcjanie"
Były szef MSZ stwierdził także, że nie sądzi, "żeby islamiście stanowili teraz istotną siłę w Egipcie". - Ludzie którzy organizują protesty to nie islamiści. To wyedukowani Egipcjanie i młodzież, która nie widzi możliwości poprawy swojej sytuacji, swojego bytu - mówił Rosati.
Według niego organizacje islamskie mogą na tych demonstracjach skorzystać, ale na razie "oni tylko się przyglądają temu, co się dzieje".
Dodał też, że Unia Europejska powinna wkrótce w sprawie demonstracji w krajach arabskich przemówić jednym głosem. Choć, jak stwierdził, "na razie jest za mało informacji, by Unia zajęła stanowisko".
"Czy to będzie tylko rewolucja krzemowa, internetowa?"
Z kolei eurodeputowany PJN Paweł Kowal zauważył szczególnie istotną rolę nowych technologii w ostatnich wydarzeniach w świecie arabskim. - Czy to będzie tylko rewolucja krzemowa, internetowa? - zastanawiał się Kowal. I stwierdził, że chyba tak. - Chyba nie będzie zmian demokratycznych - powiedział.
- Choć powstaje łańcuszek. Protesty są w Tunezji Egipcie, Jemenie, Jordanii, więc dziś trudno wróżyć co się wydarzy - dodał. Eurodeputowany zauważył także, że w tym tygodniu na forum Unii Europejskiej można było usłyszeć tylko bardzo lakoniczne wypowiedzi, m.in. Catherine Ashton, która powiedziała, że "Unia Europejska popiera protestujące narody". - Powinniśmy być przygotowani, by reagować w takich sytuacjach - wytykał Paweł Kowal.
Demonstracje W Egipcie
W trwających od wtorku demonstracjach zginęło w Egipcie kilkadziesiąt osób - agencja Reutera, powołując się na źródła medyczne podaje prowizoryczny bilans 74 ofiar śmiertelnych - a ok. 2 tys. odniosło obrażenia. Według przedstawicieli egipskich służb bezpieczeństwa w ciągu dwóch ostatnich dni masowych antyprezydenckich wystąpień zginęły 62 osoby. Egipscy ratownicy informowali, że w sobotę w centrum Kairu, gdzie demonstranci usiłowali przeprowadzić szturm na siedzibę Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, zginęły trzy osoby.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24