G7 nie wierzy w szybkie ożywienie światowej gospodarki

Aktualizacja:

Stambuł jest obecnie stolicą finansową świata. Dopiero co - w sobotę - zakończył się tam szczyt G7, a przed dorocznym szczytem Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego zjechało tam kilkanaście tysięcy ministrów, urzędników, finansistów, ludzi mediów z ponad 180 krajów.

G7: jest lepiej, ale to nie koniec pracy

W oświadczeniu kończącym szczyt przedstawiciele G7 (Stany Zjednoczone, Japonia, Kanada, Francja, Niemcy, Wielka Brytania, Włochy) ocenili, że jest jeszcze zbyt wcześnie, aby przerwać fiskalne i pieniężne programy, mające na celu pobudzenie gospodarki.

Zdecydowane działania antykryzysowe rządów przyczyniły się do ożywienia w światowej gospodarce, lecz wciąż nie jest ono ugruntowane i następuje zbyt wolno, aby zahamować wzrost stopy bezrobocia - zgodzili się ministrowie finansów siedmiu najbogatszych państw świata (G7), którzy spotkali się w sobotę w Stambule.

Opracowanie planu wycofania się z działań stymulacyjnych jest konieczne, ale wciąż nie znaleźliśmy się w punkcie, w którym faktyczne przerwanie tych działań byłoby rozsądnym posunięciem - powiedział sekretarz skarbu USA Timothy Geithner.

Siódemka broni dolara

Ministrowie finansów G7 ostrzegli w oświadczeniu końcowym, że "nadmierna zmienność kursów wymiany walut ujemnie wpływa na stabilność w gospodarce i sektorze finansowym".

Choć nie odnieśli się bezpośrednio do silnej przeceny dolara z ostatnich miesięcy (od marca osłabił się względem koszyka sześciu walut o 12 proc.), która sprawia, że eksport do USA staje się dla amerykańskich partnerów handlowych mniej opłacalny, to właśnie ten problem mieli najwyraźniej na myśli. Zarówno Geithner, jak i francuska minister finansów Christine Lagarde podkreślili bowiem w wypowiedziach dla mediów, że świat potrzebuje obecnie silnego i stabilnego dolara.

Niepożądana nierównowaga

Przedstawiciele najbogatszych gospodarek świata poruszyli również problem globalnej nierównowagi finansowej, uważanej przez wielu ekonomistów za fundamentalne źródło kryzysu finansowego. Terminem tym określa się permanentne deficyty na rachunkach obrotów bieżących jednych państw (głównie USA), finansowane dzięki nadwyżkom w innych państwach (w szczególności w Chinach).

Ministrowie finansów G7 wskazali, że Chiny muszą pozwolić na aprecjację juana względem dolara, co pobudziłoby popyt wewnętrzny i ograniczyło eksport do USA, a w efekcie przyczyniło się do zmniejszenia globalnej nierównowagi finansowej.

Przed wybuchem kryzysu władze w Pekinie dopuszczały stopniowe umacnianie się juana, ale w lipcu 2008 r. zablokowały ten proces.

Raporty MFW i BŚ

Wcześniej, w piątek, obie te instytucje w Stambule zaprezentowały półroczny raport na temat stabilności finansowej, Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) obniżył o 600 miliardów dolarów, do 3,4 biliona, przewidywania dotyczące strat spowodowanych przez kryzys finansowy w ciągu trzech lat, do roku 2010. Decyzję podjęto w związku z tym, że światowa gospodarka rozwija się szybciej niż wcześniej się spodziewano.

Fundusz stwierdził, że ograniczyć straty spowodowane kryzysem pomogły wspólne działania rządów i banków centralnych oraz pierwsze oznaki poprawy sytuacji w gospodarce światowej.

"Ryzyko nie zniknęło"

Dyrektor wydziału rynków walutowych i kapitałowych MFW Jose Vinals stwierdził, że "jesteśmy na drodze do odbudowy, ale nie oznacza to, że ryzyko zniknęło".

Vinals dodaje, że bilanse banków zostały ustabilizowane, jednak wciąż potrzeba kapitału, by zabezpieczyć system finansowy.

W ciągu ostatnich lat rządy na całym świecie wspierały banki finansowo i pobudzały swoje gospodarki zwiększając wydatki. Jednocześnie banki centralne zmniejszały stopy procentowe, co powodowało napływ taniego pieniądza do systemu finansowego. Miało to na celu przywrócenie płynności systemów finansowych.

Jak zauważa PAP, wzrost pewności w światowej gospodarce jest najlepiej widoczny na giełdach, które zazwyczaj wyprzedzają trendy gospodarcze o sześć do dziewięciu miesięcy. Większość głównych światowych indeksów jest obecnie na plusie. Recesja oficjalnie skończyła się już we Francji, Niemczech i Japonii, jednak minie wiele lat zanim odbudowana zostanie poprzednia wydajność tych gospodarek.

Źródło: PAP, "Rzeczpospolita"