Ponad 20 tys. ofiar, tysiące zniszczonych domów, straty materialne rzędu miliardów dolarów. Trzęsienie ziemi i tsunami 11 marca 2011 roku było największą taką klęską w Japonii od co najmniej 140 lat. Wstrząsy niszczyły budynki, drogi i mosty. Wielka fala tsunami wdarła się w głąb lądu miejscami nawet 10 km. W obliczu potęgi żywiołu bezradny okazał się nawet kraj uważany za jeden z najlepiej na świecie przygotowanych na trzęsienie ziemi.
11 marca 2011, godz. 14.46 czasu miejscowego. Pod nogami mieszkańców północno-wschodniej Japonii nagle zatrzęsła się ziemia. Pierwszy potężny wstrząs ma siłę 9 stopni w 10-stopniowej skali Richtera. Potem dochodzi do ponad 20 silnych wstrząsów.
Epicentrum wstrząsów znajdowało się około 130 km od wschodniego wybrzeża wyspy Honsiu i około 370 km od Tokio. Hipocentrum było na głębokości około 10 km.
"To dla nas lekcja"
Osiem sekund po zarejestrowaniu pierwszego wstrząsu specjalny system wysłał ostrzeżenie. Specjalna wiadomość trafiła jednocześnie do 124 stacji telewizyjnych i 52 mln telefonów komórkowych. Spowodowała też automatyczne wyhamowanie superszybkich pociągów i zatrzymała pracę wind.
30-60 minut później na ląd wdarła się potężna fala tsunami. Niestety, w tym wypadku system nie wszędzie zadziałał. Wielu mieszkańców nie wiedziało o nadchodzącym niebezpieczeństwie, bo wcześniejsze wstrząsy pozbawiły ich prądu i łączności.
Sejsmolodzy przyznają, że przewidywania oparte na zarejestrowanych dotychczas znanych wstrząsach, nie zakładały aż tak silnego trzęsienia. - To dla nas kolejna lekcja, że nawet 400 czy 500 lat historycznych doświadczeń nie wystarcza – mówi prof. James Mori z Uniwesytetu w Kioto.
Apokalipsa na Honsiu
Największe spustoszenie wstrząsy poczyniły w mieście Sendai w prefekturze Miyagi na północ od Tokio. Kataklizm dotknął jednak całą wyspę Honsiu - zapaliły się rafinerie w Chiba i w Ichihara, pożary pustoszyły też przemysłową dzielnicę Jokohamy.
Kilkadziesiąt minut później uderzyła z ogromną siłą tsunami. Nie pomogły specjalne zabezpieczenia. Japonia wydała wcześniej miliardy dolarów na budowę zapór, które ciągną się na ok. 40 proc. linii brzegowej i mają do 12 m wysokości. 11 marca fala po prostu się nad nimi przelała.
Woda wdarła się na teren lotniska w Sendai, zmiatając samochody i samoloty. Fala porywała samochody z dróg biegnących wzdłuż wybrzeża. Podobnie jak w przypadku kataklizmu na Oceanie Indyjskim w grudniu 2004, i tym razem dużo większe zniszczenia poczyniła fala tsunami, a nie same wstrząsy.
Pędząca w wielką prędkością ściana wody zmiotła z powierzchni ziemi całe miasteczka. Ogromny dramat przeżyło zalane tsunami miasteczko Minamisanriku, gdzie zaginęło 9,5 tys. ludzi. W Rikuzentakata fala miała wysokość trzech pięter.
Tysiące ofiar
Fala uderzyła w niemal całe wschodnie wybrzeże Japonii, zalewając porty morskie, strefy przemysłowe, miasta, wioski, farmy, pola uprawne i nadbrzeżne lasy. Na równinach woda morska wdarła się na 10 km w głąb lądu.
W Miyako w prefekturze Iwate odnotowano falę o wysokości 40,5 m. W rejonie Sendai woda wdarła się nawet 10 km w głąb lądu. Transmitowane na żywo przekazy telewizyjne ukazywały ogrom kataklizmu: woda porywała samochody i domy niczym zabawki, a brudne fale zalewały kolejne hektary miasteczek i pól uprawnych.
Ci, którzy nie uciekli w porę, byli porywani przez żywioł. Po przejściu tsunami zaginęły tysiące ludzi. Z każdą godziną, z każdym dniem powiększała się oficjalnie potwierdzona liczba ofiar. 17 marca po południu władze informowały o blisko 6 tys. osobach zabitych przez żywioł. Blisko 10 tysięcy uznawano za zaginione.
Awaria w Fukushimie
Automatycznie wyłączyły się elektrownie atomowe, ale trzęsienie uszkodziło siłownię w Fukushimie. Późnym wieczorem 11 marca poinformowano, że wokół elektrowni promieniowanie wzrosło ośmiokrotnie. Rząd uspokajał obywateli, ale już kilka godzin później agencja Kyodo poinformowała, że elektrowni grozi przegrzanie, a w jej pobliżu wykryto radioaktywny cez.
W kolejnych dniach doszło do trzech eksplozji nagromadzonego wodoru w budynkach reaktorów nr 1, 2 i 3. Zapalił się także budynek chroniący reaktor nr 4. Do atmosfery uwolniła się znacząca ilość promieniowania, potem do oceanu wyciekła skażona woda używana do chłodzenia reaktorów.
Pożary, zawalenia, wycieki
Wyłączenia i awarie w elektrowniach jądrowych spowodowały ogólnokrajowy kryzys zasilania. Do końca kwietnia na znacznym obszarze kraju okresowo wyłączano zasilanie, aby uchronić Japonię od całkowitego braku energii elektrycznej.
Poważnie ucierpiała infrastruktura. Wstrząsy i tsunami uszkodziły, a w niektórych miejscach wręcz zmiotły z powierzchni ziemi odcinki dróg i torów kolejowych, wybuchły dziesiątki pożarów w obiektach przemysłowych, runęła tama.
Około 4,4 mln domów zostało pozbawionych prądu, ok. 1,5 mln - wody. Zniszczonych całkowicie przez wstrząsy, tsunami i pożary zostało co najmniej 112 tys. budynków. Około 550 tysięcy ludzi straciło dach nad głową lub zostało ewakuowanych. Ocenia się, że żywioł zniszczył lub uszkodził 230 tys. samochodów osobowych i ciężarówek.
Jak podało MSZ Japonii, pomoc w walce ze skutkami katastrofy zaoferowało w sumie 159 państw i 43 organizacje międzynarodowe. Japoński Czerwony Krzyż informował o łącznie 1 mld dolarów pomocy.
Alarm na Pacyfiku
Zaraz po trzęsieniu w Japonii ogłoszono alarm w całym basenie Pacyfiku. Świat wstrzymał oddech w oczekiwaniu na powtórkę katastrofalnego tsunami z 2004 roku. Fala przeszła przez Pacyfik w ciągu niecałej doby. Po około 21 godzinach osiągnęła zachodnie wybrzeże Ameryki Południowej.
Gdy fala dotarła do północno-wschodnich wybrzeży Indonezji, miała wysokość jedynie 10 cm i nie odnotowano żadnych zniszczeń. Z kolei fale, które dotarły do największej wyspy Filipin, Luzon, miały wysokość około metra i tam również nie zanotowano zniszczeń lub ofiar. Kilkaset ewakuacji przeprowadzono też na zachodnim wybrzeżu Stanów Zjednoczonych i na Hawajach, dokąd fala tsunami dotarła najszybciej. Nie była jednak wysoka i nie wyrządziła szkód.
Ponad 20 tys. ofiar
Ocena skali zniszczeń i strat w ludziach trwała ostatecznie aż do lipca. Ustalono, że zginęło lub zaginęło ponad 22 tys. osób. Według oficjalnych danych ogłoszonych w czerwcu 2011, zginęło 15,4 tys. osób, a 7,7 tys. uznano za zaginione. Prawdopodobnie wiele ciał zabrała ze sobą cofająca się do oceanu woda, co znacznie zmniejszyło szansę na ich odnalezienie.
Dziesiątki tysięcy Japończyków do dziś muszą mieszkać w tymczasowych barakach lub u krewnych. Rząd ocenił straty materialne na 300 mld dolarów - i to tylko bezpośrednich skutków kataklizmu, bez uwzględnienia długofalowego wpływu na gospodarkę.
Jak powiedział ówczesny premier Naoto Kan, "W ciągu 65 lat od zakończenia Drugiej Wojny Światowej to najgorszy i najtrudniejszy kryzys dla Japonii".
Źródło: tvn24.pl, Reuters