Blisko dwa dni konał 11-letni chłopiec, czuwając przy zwłokach swego 13-letniego brata w głębokim szybie, do którego obaj wpadli - pisze w czwartek włoska prasa, ujawniając wyniki autopsji ciał, znalezionych po blisko dwóch latach w Apulii na południu Włoch.
Historia braci Pappalardi z miejscowości Gravina, którzy zaginęli w czerwcu 2006 roku, wstrząsnęła opinią publiczną we Włoszech. Obaj wpadli do studni. 11-letni Salvatore z licznymi obrażeniami odniesionymi w upadku konał od 36 do 48 godzin. Czuwał przy zwłokach dwa lata starszego Francesco, który zmarł po upływie około 5-8 godzin.
Bezpośrednią przyczyną śmierci starszego brata, który stracił przytomność pół godziny po upadku, były ciężkie obrażenia. Lekarze ogłosili, że młodszy chłopiec umierał w strasznych męczarniach: z zimna, głodu i wykrwawienia. Na początku starał się pomóc ciężej rannemu bratu, opatrując kawałkiem spodni jego ranę.
Fatalna akcja ratunkowa?
Chłopcy nie doczekali pomocy. Nikt nie szukał ich na dnie szybu w pobliżu miejsca, gdzie często się bawili. Dlatego na łamach gazet pojawiają się poważne oskarżenia pod adresem wszystkich tych, którzy brali udział w operacji, nagłośnionej w 2006 roku przez wszystkie włoskie media.
Zwłoki braci odkryto dopiero półtora roku później, gdy podczas akcji ratunkowej z tego samego szybu wyciągano innego chłopca, który wpadł tam w trakcie zabawy.
Ojciec wciąż siedzi w areszcie
W areszcie od listopada zeszłego roku przebywa ojciec braci, któremu postawiono zarzuty zabójstwa i ukrycia zwłok. Gazety podkreślają, że wciąż nie wiadomo, jaka była jego rola w tej tragedii i czy przyczynił się do śmierci dzieci.
On sam twierdzi, że jest niewinny. Prokuratura nie wyklucza zaś, że to on wrzucił chłopców do szybu i dlatego odrzuca wniosek o jego zwolnienie.
Źródło: PAP, tvn24.pl