Aż 30 proc. brytyjskich parlamentarzystów zasiadających w Izbie Gmin zatrudnia swoich krewnych za pieniądze podatnika - donosi "Financial Times". Gazeta powołuje się na wyniki własnych badań.
Łączny koszt dla brytyjskiego podatnika z tytułu zatrudniania 219 członków rodzin lub partnerów, figurujących na liście płac Izby Gmin, "Financial Times" ocenia na ok. 5,8 mln funtów. Praktyka ta zwiększa przychód posła Izby Gmin o ok. jedną trzecią, nie licząc środków, które przysługują mu z racji zamieszkiwania poza okręgiem wyborczym.
Od jesieni zeszłego roku w następstwie nagłośnionej przez prasę sprawy posła Dereka Conwaya, który szczodrze opłacał syna za fikcyjną pracę badawczą, posłowie Izby Gmin muszą deklarować, czy z personelem zatrudnianym przez nich w biurach łączy ich pokrewieństwo lub bliskie stosunki osobiste.
Lepiej pracują?
Posłowie Izby Gmin argumentują, iż w ramach przysługującego im dodatku na koszty prowadzenia biura angażują żony lub mężów, ponieważ pracują w weekendy i wieczory, dużo podróżują i przebywają poza domem, co ma negatywny wpływ na życie rodzinne. Ale - jak zauważa "FT" - praktyki takie są zakazane m.in. w Bundestagu i Kongresie USA. Odbiegają też od norm przyjętych w brytyjskich instytucjach życia publicznego.
Wielu z posłów zapytanych przez "FT", czy w swoich biurach poselskich zatrudniają żony, odpowiadało, że nie zatrudnia żony w charakterze sekretarki, a "ożeniłem się z sekretarką". Dzięki temu, posłowie mają pracować jeszcze lepiej, wyborcy na tym korzystać.
W europarlamencie też się nie wstydzą
Nic nie wskazuje, aby ta praktyka miała się zmienić. Jak zauważa "Financial Times", "w Izbie Gmin nie ma apetytu na dalej idącą reformę. Żaden z przywódców partyjnych jej nie popiera". Także brytyjscy posłowie w Parlamencie Europejskim, w odróżnieniu od przedstawicieli innych krajów UE, nie mają oporów przed zatrudnianiem krewnych.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: sxc.hu