Coraz głośniej się mówi o tym, że w internecie niedługo może skończy się miejsce. Być może brzmi to niewiarygodnie, ale badania ekspertów potwierdzają, że sieci grozi zalew danych. Głównymi "winowajcami" są internauci umieszczający w sieci filmy, korzystający z serwisów społecznościowych i grających w sieciowe gry...
W ubiegłym roku transfer z samego tylko serwisu filmowego YouTube wynosił tyle, ile danych przepłynęło przez cały internet jeszcze siedem lat temu. Ten przykład najlepiej obrazuje, jak szybko rośnie popularność międzynarodowej sieci komputerowej.
Do internetu ludzie wrzucają praktycznie wszystko. Do YouTube codziennie trafia kilkaset filmów dziennie. Jeden taki film może mieć nawet 100MB, co w przeliczeniu daje niemałą sumę. W sieci istnieją setki serwisów prześcigających się w oferowaniu coraz to więcej pojemności na pliki użytkowników. To faktycznie może budzić niepokój przed "zapchaniem".
- Internet nie upadnie, ale będzie coraz więcej rzeczy, których nie będzie można zrobić online - powiedział
Internet nie upadnie, ale będzie coraz więcej rzeczy, których nie będzie można zrobić online. koniec internetu
Według badań, internauci w tym roku zamieszczą w sieci około 161 eksabajtów danych, czyli 1,1 mln GB. Odpowiada to trwającemu 50 tys. lat wideo. Wzrost ruchu w internecie szacuje się na 100 proc. rocznie.
Światełko, a może światłowód w tunelu
Nie wszyscy jednak przejmują się wynikami tych badań. Andrew Odlyzko, profesor Uniwersytetu w Minnesocie szacuje, że sieć powiększa się tylko około 50 proc. rocznie.
Stan techniczny urządzeń, które obsługują międzynarodową sieć jest zaawansowany i cały czas rozwijany. Urządzenia, które pozwalają nam na przesyłanie danych, są coraz szybsze oraz coraz częściej wykorzystują światłowody, co znacznie przyspiesza transfer.
Mimo optymistycznych głosów, eksperci podają, że infrastruktura sieci potrzebuje 137 miliardów dolarów inwestycji. Jest to ponad dwukrotnie więcej niż planują zainwestować dostawcy internetu.