Chavez broni stołka przed Żydem polskiego pochodzenia

Aktualizacja:

Ubiegający się o reelekcję prezydent Wenezueli Hugo Chavez oświadczył w niedzielę po oddaniu głosu, że zaakceptuje wynik wyborów, "jaki by nie był". Obecne wybory to największe od lat wyzwanie dla rządzącego od 1999 roku Chaveza. Ma bowiem poważnego rywala - rękawicę rzucił mu potomek polskich Żydów, Wenezuelczyk Henrique Capriles-Radonski.

Tylko dwóch naprawdę się liczy

Formalnie w wenezuelskich wyborach prezydenckich startuje sześciu kandydatów. Liczą się jednak dwaj - obecny prezydent Hugo Chavez i Capriles-Radonski. Niektóre z ostatnich sondaży przedwyborczych dawały ubiegającemu się o kolejną kadencję lewicowemu szefowi państwa jedynie dwa punkty procentowe przewagi nad przeciwnikiem.

Pierwsze głosowanie z wyborem Do głosowania uprawnionych jest około 19 mln Wenezuelczyków. Lokale wyborcze otwarto o godzinie 6 lokalnego czasu (12.30 czasu polskiego). Głosowanie potrwa do godziny 18 czasu lokalnego (00.30 czasu polskiego), ale lokale nie zostaną zamknięte, jeśli w kolejkach wciąż będą chętni do głosowania.

Pierwsze wyniki poznamy w nocy z niedzieli na poniedziałek czasu polskiego. Już o świcie zwolennicy Chaveza klaksonami "wzywali" obywateli, by jak najwcześniej poszli do urn, tak by prezydent mógł ogłosić zwycięstwo "jeszcze przed południem". 58-letni szef państwa apelował o to do zwolenników podczas ostatnich wieców przedwyborczych. W celu zapewnienia bezpieczeństwa w całym kraju rozmieszczono 139 tys. żołnierzy.

"Problem" z Polski Wenezuelskie wybory po raz pierwszy od dekady mają w sobie pierwiastek niepewności. Rządzący od 1999 roku Chavez, nawiązujący do Simona Bolivara i Fidela Castro, po raz pierwszy ma rywala z szansami na zwycięstwo. Pomimo niemal całkowitego oddania prezydentowi silnych mediów państwowych. 40-letni Capriles jest kandydatem około 30 partii opozycyjnych. Ma za sobą sukcesy polityczne i doświadczenie w rządzeniu. Do czerwca był gubernatorem drugiego co do znaczenia stanu Miranda, położonego na północy kraju.

Capriles to syn Holendra i Moniki Cristiny Radonski-Bochenek, której rodzice byli pochodzącymi z Polski Żydami. Dziadkowie kandydata, Lili Bochenek de Radonski i Andres Radonski przetrwali warszawskie Getto. Dziadek był działaczem podziemia, dzięki czemu udało mu się wraz z żoną wydostać na wolność. Niestety rodzice babci zostali zamordowani w Treblince. Po wojnie dziadek założył jedno z pierwszych kin w Warszawie. W 1947 roku para zdecydowała jednak wyemigrować do Wenezueli, gdzie Andres został potentatem w branży filmowej i kinowej.

- Byłem bardzo zżyty z moją babcią - opowiada Capriles-Radonski "Rzeczpospolitej". - Słuchałem tych wszystkich historii wojennych z wielką uwagą. Myślę, że to co dziadkowie wtedy przeżyli, nauczyło mnie determinacji w walce z przeciwnościami i niesprawiedliwością. Równie ważny jest też szacunek dla innych narodowości i religii, którego uczyła mnie babcia. Moja rodzina znalazła w Wenezueli dom i możliwość rozwoju. Zawsze o tym pamiętam.

Nowy sposób na wygraną Podczas intensywnej kampanii wyborczej obaj rywale proponowali podobne rozwiązania skierowane głównie do mas ubogich wyborców. Politolodzy są zaskoczeni, gdyż sądzili, że podczas kampanii Capriles wystąpi z jakimś programem "reprywatyzacji kraju", w którym Chavez znacjonalizował połowę prywatnych przedsiębiorstw i rozbudował do niebywałych granic aparat państwowy. Tymczasem obietnice dotyczące polityki wewnętrznej, które składali wyborcom dwaj rywale, różniły się głównie stylem wypowiedzi. Kandydat opozycji nie tylko starannie unikał w swych wystąpieniach słowa "neoliberalizm", ale demonstrował wobec tej koncepcji urządzenia świata głęboki krytycyzm. Zaniepokojony Chavez przedstawiał w kampanii swego rywala jako "fałszywego postępowca", który ukrywa przed Wenezuelczykami swe "niecne neoliberalne plany reprywatyzacyjne". - Nie pozwolimy Caprilesowi zniszczyć dzieła rewolucji boliwariańskiej - wołał na wiecach. Ku zakłopotaniu zwolenników Chaveza, kandydat opozycji obiecywał w dziesiątkach wystąpień swej intensywnej kampanii, że realizowane dotąd przez rząd programy społeczne będą nie tylko kontynuowane, ale ulepszane. Wymieniał konkretnie program Barrio Adentro, tj. zapewnienia bezpłatnej opieki lekarskiej i lepszych warunków życia mieszkańcom dzielnic biedoty i operację Mercal - utrzymywanie dofinansowywanej z funduszy publicznych sieci bazarów i punktów sprzedaży taniej żywności.

Autor: mk//kdj / Źródło: PAP, tvn24.pl, "Rzeczpospolita"