Unia Europejska zdecydowała się na zniesienie sankcji, które pięć lat temu nałożyła na Kubę. Mimo to Fidel Castro ostro skrytykował warunki, jakimi zniesienie ograniczeń zostało obwarowane.
Sankcje wobec Kuby nałożone zostały w 2003 roku, po represjach władz wobec dysydentów kubańskich. Obejmowały m.in. zamrożenie wizyt wysokiego szczebla i zakaz wjazdu na teren UE osób odpowiedzialnych za represje.
Teraz pod naciskiem opowiadającej się za wznowieniem dialogu z Kubą Hiszpanii, a także w swego rodzaju prezencie dla nowego szefostwa Kuby pod egidą Raula Castro, UE zdecydowała się z sankcji wycofać.
Wątpliwości z Pragi i Warszawy
Z zastrzeżeniem jednak, na wyraźną prośbę krajów najbardziej wrażliwych na los opozycji - Czech, Polski, Szwecji i Wielkiej Brytanii, że za rok UE ponownie przeanalizuje sytuację na wyspie pod kątem przestrzegania praw człowieka na Kubie.
I właśnie ten warunek nie spodobał się Fidelowi Castro. Nazwał go "kolosalną hipokryzją". - Żądają od Kuby bezkarności dla tych (dysydentów), którzy starają się wydać (...) ojczyznę i naród imperializmowi - pisze Castro w internetowym artykule.
Castro wychodzi przed szereg?
Oskarża w nim Unię, że żąda od Kuby przestrzegania praw człowieka i zwolnienia więźniów politycznych, ale sama używa - jak pisze - "brutalnych metod" wobec imigrantów z Ameryki Łacińskiej.
Władze Kuby są oficjalnie bardziej powściągliwe niż El Comandante. Oficjalny komentarz rządu Raula Castro jeszcze się nie ukazał.
Źródło: PAP, tvn24.pl