Cameron nie chce "przekroczyć Rubikonu". Pierwszej ustawy od 1690 r. nie będzie?


Brytyjski premier David Cameron opowiedział się za wprowadzeniem zaleceń ws. regulacji rynku prasowego zawartych w raporcie lorda Levesona, ale jest przeciwny, by nastąpiło to w formie ustawowej. Zaznaczył zarazem, że status quo nie da się utrzymać. Innego zdania jest koalicyjny partner Camerona.

- Kwestią zasadniczą jest to, że po raz pierwszy przekroczylibyśmy Rubikon wpisania elementów regulacji prasy w prawo państwowe - powiedział Cameron w Izbie Gmin.

- Niebezpieczeństwem jest, że powstałoby w ten sposób narzędzie dla polityków, umożliwiające obecnie lub kiedyś w przyszłości nakładanie regulacji i zobowiązań na prasę - zaznaczył, odrzucając centralną ideę raportu, jaką jest powołanie regulatora drogą ustawy parlamentarnej, określającej jego rolę i standardy postępowania. Od 1690 roku Wielka Brytania nie ma systemu ustawowej regulacji prasy ani licencjonowania publikacji drukowanych. Hamulcem wobec jej ekscesów jest dobrowolny kodeks postępowania i prawo o ochronie dobrego imienia, dające podstawę do dochodzenia indywidualnych roszczeń. Wolna prasa uważana jest za fundament demokracji.

Obejdzie się bez ustawy? Według Camerona nowy nadzorca rynku prasowego, który zastąpiłby obecnie funkcjonującą komisję ds. skarg na prasę PCC (Press Complaints Commission), nie musi mieć umocowania ustawowego. Cameron proponuje, by prasie dać czas na samodzielne wprowadzenie w życie standardów zaleconych przez Levesona. Premier chce, by nowy system wszedł w życie przed upływem obecnej kadencji parlamentu w 2015 roku.

Liczący blisko 2 tys. stron raport Levesona, będący efektem wielomiesięcznego dochodzenia ws. subkultury mediów, jej stosunków z politykami i policją, uznaje, że PCC nie zapobiegł nadużyciom, w tym wynajmowaniu hakerów przez tabloidy oraz publikowaniu insynuacji, jak w przypadku rodziców zaginionej dziewczynki Madeleine McCann.

Clegg mówi co innego Stanowiska Camerona nie podziela jego koalicyjny partner, lider liberałów i wicepremier Nick Clegg, który popiera raport w całej rozciągłości, łącznie z ideą uchwalenia ustawy prasowej. Takiego samego zdania jest opozycyjna Partia Pracy. W myśl zaleceń lorda Levesona nowy organ regulacji rynku prasowego miałby prawo nakładać na gazety grzywny w wysokości do 1 mln funtów lub 1 proc. obrotów, gdyby łamały one kodeks postępowania. W jego kierownictwie nie mogliby zasiadać redaktorzy naczelni tytułów prasowych.

Przewidziany byłby także system arbitrażu, by pokrzywdzone strony mogły otrzymać szybkie zadośćuczynienie w postaci przeprosin bez potrzeby kosztownego postępowania sądowego. Nowy regulator nie miałby uprawnień prewencyjnego wstrzymania publikacji. Zostałaby wprowadzona gorąca linia dla dziennikarzy na wypadek, gdyby czuli, że zmusza się ich do nieetycznego zachowania. Pełnomocnik rządu ds. dostępu do informacji uzyskałby nowe uprawnienia do ścigania gazet za naruszenie prawa o ochronie danych osobowych.

System do zmiany Jak wskazuje raport lorda Levesona, w kontaktach polityków z prasą powinien obowiązywać przejrzysty system. Politycy powinni publikować kwartalne sprawozdania z kontaktów z wydawcami, dziennikarzami i właścicielami mediów wraz z krótkim podsumowaniem, co było ich tematem. Wymóg ten dotyczyłby także prywatnych spotkań towarzyskich. Wyżsi funkcjonariusze policji powinni również publikować szczegóły swych spotkań z mediami. - Żaden odpowiedzialny polityk nie może zgodzić się na utrzymanie obecnego systemu regulacji prasy - powiedział Max Mosley, który w 2008 r. wygrał w sądzie z tabloidem "News of the World", opisującym jego domniemane kontakty z prostytutkami. Reporter "Guardiana" Nick Davies, który ujawnił aferę podsłuchową, ocenił, że raport Levesona jest "druzgocącą krytyką gazet i ich praktyk".

Autor: mtom / Źródło: PAP