Było o krok od katastrofy, bo mechanik zapomniał o korku

Aktualizacja:
 
E-8C są przebudowanymi wiekowymi Boiengami 707USAF

Co może niemal doprowadzić do śmierci 20 ludzi i zniszczenia wartego ćwierć miliarda dolarów latającego centrum dowodzenia? Jak się okazuje, nawet bardzo prozaiczna i mała rzecz, jaką jest zatyczka blokująca odpowietrzanie zbiorników z paliwem. Pomyłka mechanika niemal doprowadziła do katastrofy amerykańskiego E-8C, który musiał lądować ze zdemolowanymi skrzydłem.

Do awarii cennej maszyny doszło w 2009 roku, ale wówczas nie ujawniono tego faktu. Ponad dwa lata zajęło dokładne dochodzenie, którego wyniki dopiero teraz udostępniły wojskowe lotnictwo USA (USAF).

Stare, ale ważne

 
Praca operatorów systemów zwiadowczych JSTARS jest mało dynamiczna (Fot 

Wielkie latające centrum dowodzenia E-8C JSTARS, czyli przerobiony stary samolot pasażerski Boeing 707, wystartował z bazy w Katarze do rutynowej misji nad Afganistanem. Na pokładzie, poza pilotami, znajdowało się kilkunastu specjalistów, którzy przy pomocy potężnego radaru na bieżąco śledzą wydarzenia na ziemi i wyniki swoich obserwacji przekazują żołnierzom na ziemi. Standardowa misja trwa wiele godzin, konieczne jest więc tankowanie w locie.

Na dodatek stare silniki maszyn, które wywodzą się z lat 60-tych, są bardzo paliwożerne i start z gorącego Kataru zużywa znaczną część paliwa. Przed dotarciem nad Afganistan konieczne było więc powietrzne tankowanie, tak aby E-8C mógł zostać nad kontrolowanym obszarem jak najdłużej. Doszło więc do spotkania z latającą cysterną KC-135, również wiekowym samolotem wywodzącym się od Boeinga 707.

Niepożądane komplikacje

 
Wybuch rozerwał część wewnętrznego usztywnienia skrzydła (Fot 

Problemy zaczęły się tuż po tym, jak E-8C połączył się z cysterną za pomocą sztywnego łącza, przez które zaczęto tłoczyć paliwo. Według raportu dochodzeniowego, po chwili załoga JSTARS usłyszała "głośny wybuch w centralnej części maszyny". Piloci natychmiast przerwali tankowanie i rozpoczęli sprawdzanie systemów maszyny. Nic nie wskazywało jednak na zaistnienie jakiś uszkodzeń.

Po pewnym czasie wznowiono tankowanie. Tym razem załoga E-8C miał słyszeć "serię głośnych dźwięków i odczuwać wibrację, które było czuć w całym samolocie". Jednocześnie operator łącza paliwowego, leżący pod ogonem KC-135 i obserwujący JSTARS, zauważył smugi paliwa wyciekającego z jego skrzydeł. Załoga E-8C wyjrzała przez okna i stwierdziła, że operator ma rację. Na dodatek na jednym ze skrzydeł dostrzeżono dwie dziury i pogięte poszycie.

Piloci natychmiast zawrócili E-8C do bazy i zdołali wylądować w Katarze. Mechanicy stwierdzili, że doszło do rozerwania jednego z dwóch głównych zbiorników z paliwem, zajmującego znaczną część skrzydła, które uległo "poważnym uszkodzeniom". Rozerwanie zbiornika mogło doprowadzić nawet do katastrofy maszyny. Koszt napraw oceniono na 25 milionów dolarów.

 
Wybuch wyrzucił klapę zamykającą dostęp do zbiornika, otwieraną tylko na potrzeby przeglądów i napraw (Fot 

Kosztowna pomyłka

Jak wykazało dochodzenie, JSTARS otarł się o katastrofę z powodu korka blokującego odpowietrzenie zbiornika z paliwem. Ten konkretny E-8C przed misją nad Afganistanem przechodził okresowy przegląd w bazie w USA, podczas którego sprawdzano szczelność zbiorników. Jeden z cywilnych mechaników, pracujący dla firmy opłacanej przez wojsko, miał zapomnieć o wyjęciu po teście specjalnego korka, blokującego odpowietrzenie.

Podczas lotu z USA do Kataru tankowanie w powietrzu przeprowadzono wiele godzin po starcie, więc w zbiorniku było mało paliwa i nie dolano go do końca. Dzięki temu ciśnienie powietrza nie wzrosło do krytycznej wartości. Jednak po starcie z Kataru tankowanie przeprowadzono szybko, "na zapas" i "pod korek". W takiej sytuacji ciśnienie pokonało wytrzymałość zbiornika i doszło do wybuchowego rozprężenia.

 
Część skrzydła została wyraźnie powyginana 

Skrzydło zostało uszkodzone w ten sposób, że nie rozpadło się się i maszyna bezpiecznie wylądowała.

Źródło: Defense Tech

Źródło zdjęcia głównego: USAF