Środowy bunt żołnierzy paramilitarnych oddziałów ochrony pogranicza w stolicy Bangladeszu Dhace rozszerzył się na inne miasta. Według wstępnych danych w walkach między buntownikami, a regularną armią zginęło do tej pory 50 osób.
Ofiary to przede wszystkim przypadkowi cywile, którzy znaleźli się na linii ognia przed koszarami paramilitarnych Bangladesh Rifles (BDR) w chwili wybuchu buntu. Do jego stłumienia skierowano wojsko i policję.
Buntownicy wzięli około stu zakładników, w tym dowódcę BDR, ale gdy wojsko zaczęło naciskać, zwolnili kobiety i dzieci. Niektórzy żołnierze BDR zaczęli też składać broń, a sytuacja w Dhace wydaje się opanowana.
Umożliwiła to zaproponowana przez rząd amnestia dla buntowników.
Bunt wymknął się spod kontroli?
Jak jednak informują agencje prasowe, w międzyczasie bunty wybuchły też w innych garnizonach Bangladeszu. Odgłosy strzałów słychać było w porcie Chittagong, a także w Feni przy indyjskiej granicy oraz Rajshahu i Sylhet na północy kraju. Nie ma jednak doniesień o ofiarach tych niepokojów.
Żołnierze BDR zbuntowali się w środę w proteście przeciwko niskiemu żołdowi. Powszechnie odrzucono hipotezę, że była to próba zamachu stanu, do których wielokrotnie w przeszłości w Bangladeszu dochodziło.
Źródło: BBC, PAP