Bomba w Bejrucie zabiła 10 osób


Płonące samochody, spalone zwłoki i rozrzucone ludzkie szczątki - w chrześcijańskiej dzielnicy Bejrutu w zamachu na wysokiego rangą policjanta zginęło co najmniej 10 osób, a kilkanaście zostało rannych.

Źródła w libańskich siłach bezpieczeństwa podają, że wśród zabitych w zamachu w dzielnicy Hazmije jest kapitan policji.

Na miejsce przybywają wozy straży pożarnej i karetki pogotowia. Nad całą dzielnicą unosi się słup gęstego, czarnego dymu.

Piątkowy atak to kolejny akt terroru w libańskiej stolicy w ostatnich tygodniach. 15 stycznia czworo mieszkańców Bejrutu zginęło na przedmieściach miasta w zamachu, którego celem był samochód ambasady USA. W zeszłym miesiącu w eksplozji samochodu-pułapki zginął szef sztabu armii generał Francois Haj.

Prezydenta nie ma od dwóch miesięcy

Kolejne zamachy nakładają się na polityczny kryzys, który gnębi Liban od 23 listopada, gdy prezydentem kraju przestał być Emile Lahud. Od tego czasu Libańczycy nie mogą wybrać nowej głowy państwa - następny termin wyznaczono na 11 lutego.

Obsadzenie stanowiska szefa państwa jest niezbędnym warunkiem przezwyciężenia kryzysu politycznego, jaki od ponad roku paraliżuje Liban. U podstaw kryzysu leży konflikt między frakcjami prozachodnimi i popierającymi Syrię. Impas utrzymuje się mimo osiągniętego przez przywódców rywalizujących frakcji porozumienia przewidującego, iż kandydatem na prezydenta zostanie obecny naczelny dowódca armii, 59-letni generał Michel Suleiman.

Na mocy niepisanego "paktu narodowego" z 1943 roku stanowisko prezydenta Libanu zarezerwowane jest dla chrześcijanina-maronity, premiera - dla muzułmanina-sunnity, a przewodniczącego parlamentu -dla muzułmanina-szyity.

Źródło: PAP, tvn24.pl