Birmańscy generałowie przekonują społeczeństwo, że pomoc, którą otrzymuje, pochodzi od junty. Na skrzyniach z żywnością naklejają swoje nazwiska, a państwowa telewizja wciąż pokazuje generałów "obdarowujących" ludność paczkami z pomocą.
Zanim paczki trafią do Birmańczyków, wojsko umieszcza na skrzyniach nalepki z nazwiskami przywódców junty. - Widzieliśmy, jak regionalni dowódcy wypisywali swoje nazwiska na pakietach z pomocą z Azji i twierdzili, że to podarunek od nich - twierdzi dyrektor organizacji obrońców praw człowieka Burma Campaign UK Mark Farmaner.
Szef junty w telewizji
Internetowe wydanie niemieckiego tygodnika "Spiegel" odnotowuje, że na jednej ze skrzyń wypisano nazwisko generała Myinta Swe, zasłaniając w ten sposób nadruk "Pomoc od Królestwa Tajlandii". Z kolei generał Than Shwe, przywódca junty, często występuje w roli obdarowującego, próbując zbić kapitał polityczny na pomocy zza granicy.
W piątek rządząca Birmą junta poinformowała, że przyjmie zagraniczną pomoc dla poszkodowanych po przejściu katastrofalnego cyklonu Nargis. Zaznaczyła przy tym, że "nie jest gotowa" na przyjazd zagranicznych ekip ratunkowych czy dziennikarzy. Według ONZ, odmowa przyznania wiz ekspertom jest "bez precedensu" w historii pomocy humanitarnej.
Katastrofalny cyklon
Według wyliczeń Organizacji Narodów Zjednoczonych Nargis mógł spowodować śmierć nawet 100 tys. ludzi. Oficjalne dane mówią o ponad 62 tys. zabitych i zaginionych.
Źródło: PAP, tvn24.pl