Białoruskie MSZ oznajmiło, że w polskiej delegacji na kwietniowe obchody do Smoleńska i Katynia mogą być osoby, które mają zakaz wjazdu na Białoruś. Taka sytuacja "będzie już ich problemem" - dodał resort. Wszystko na wypadek, gdyby polskie delegacje chciały lądować w białoruskim Witebsku.
- Jest całkiem prawdopodobne, że wśród obywateli polskich, jadących na te obchody, będą nie tylko krewni i bliscy, ale i osoby oficjalne, których udział, jak się wydaje, jest podyktowany wyłącznie ambicjami politycznymi. Wśród nich może znaleźć się kilka osób, którym wjazd na terytorium Białorusi jest zabroniony, ale to już ich problemy - powiedział rzecznik MSZ Andrej Sawinych.
Gdzie wylądują?
Jak oznajmili Białorusini na razie Polska nie zwracała się oficjalnie do Białorusi o pomoc w związku z obchodami. I trudno się temu dziwić, bo ostatecznej decyzji, gdzie wyląduje samolot z uczestnikami uroczystości (Briańsk czy Moskwa w Rosji, czy też białoruski Witebsk) jeszcze nie podjęto.
W wypowiedzi opublikowanej na stronie internetowej resortu rzecznik przypomniał, że "wcześniej strona białoruska udzieliła wszechstronnej pomocy polskim delegacjom oficjalnym i członkom rodzin". Wskazał na wydawanie bezpłatnych wiz, zapewnienie tranzytu bez przeszkód przez terytorium Białorusi oraz obsługę delegacji w Witebsku.
- Jeśli strona polska się zwróci (o pomoc - red.), jesteśmy gotowi udzielić również teraz odpowiedniej pomocy - oznajmił rzecznik.
Białoruski MSZ nie udzielił dalszych informacji w sprawie komunikatu. - Powiedzieliśmy wszystko, nie będziemy nic dodawać - wyjaśniła zastępczyni rzecznika Marija Wańszyna.
Na czarnej liście m.in. Buzek
Media białoruskie podały w poniedziałek, powołując się na źródła w MSZ, że na liście jest ponad 150 osób, m.in. przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek i Jacek Protasiewicz, szef delegacji europarlamentu ds. Białorusi.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Arch. TVN24