Bancer z grzywną, dla Poczobuta chcą 3 lat

Aktualizacja:

Prokurator oskarżający Andrzeja Poczobuta, działacza nieuznawanego przez Mińsk Związku Polaków na Białorusi i korespondenta "Gazety Wyborczej", o znieważenie i zniesławienie prezydenta Łukaszenki, zażądał dla niego trzech lat więzienia. Mowy obrońców zaplanowano na wtorek 28 czerwca. Przed dzisiejszą rozprawą milicja zatrzymała innego działacza ZPB Igora Bancera.

Bancer został zatrzymany, gdy wszedł na teren szpitala położonego obok budynku sądu w Grodnie, gdzie miała się toczyć sprawa Poczobuta. Działacz ZBP wdał się w utarczkę słowną z milicjantami, odmawiając wyjścia z terenu szpitala i domagając się wyjaśnienia, na jakiej podstawie nie wolno tam przebywać.

Po południu sąd w Grodnie skazał go na karę grzywny w wysokości 2,1 mln rubli białoruskich (ponad 1000 zł). - To dla mnie duże zaskoczenie - przyznał Bancer po procesie, dodając, że spodziewał się aresztu administracyjnego, nawet 30-dniowego.

W jego procesie zeznawali jako świadkowie milicjanci, Andżelika Orechwo - szefowa ZPB i prywatnie żona Bancera, żona Andrzeja Poczobuta - Aksana oraz trzy dziennikarki, które były na miejscu zdarzenia, w tym korespondentka PAP.

Przeklinał w obecności policji

Po wyroku Bancer wyjaśnił, że w jego sprawie sporządzono dwa protokoły milicyjne. - Według jednego przeklinałem w miejscu publicznym w obecności milicji, nie reagowałem na ich upomnienia. Milicjanci wezwali radiowóz, a kiedy przyjechał, to - według drugiego protokołu - nie podporządkowałem się i nie chciałem do niego iść - powiedział.

Zdaniem Bancera, protokoły zostały "sfabrykowane". - W jednym jest napisane, że o godz. 9.50 przeklinałem, a w drugim - że o 9.50 już wiózł mnie na posterunek samochód milicyjny - wskazał. W jego ocenie "wielokrotnie w ciągu procesu potwierdziło się, że nie jest możliwe w ciągu jednej minuty przebiec na teren obok budynku sądu, próbować wedrzeć się na płot, pyskować z milicją, potem krzyczeć niecenzuralne słowa do wszystkich dookoła, potem zostać zgarniętym przez milicję".

Bancerowi zarzucano chuligaństwo i niepodporządkowanie się poleceniom milicji. O tym, że stanął przed sądem powiedziała wcześniej dziennikarzom szefowa ZPB, a prywatnie żona Bancera - Andżelika Orechwo. Proces miał się toczyć bez udziału adwokata.

To jego drugi proces w ciągu ostatnich dni. W zeszłym tygodniu został skazany na pięć dni aresztu za drobne chuligaństwo.

Milicja pilnuje ZPB

Zatrzymanie Bancera to nie pierwszy incydent tego typu. Przez cały czas trwania procesu, który został utajniony, przed sądem odbywają się manifestacje, a milicja regularnie zatrzymuje działaczy ZPB. Wczoraj na przykład funkcjonariusze zatrzymali wiceprezes ZPB Renatę Dziemiańczuk, gdy weszła na nieogrodzony teren za budynkiem sądu. Działaczka została przewieziona na komisariat i w szybkim procesie skazana na karę miliona białoruskich rubli (ok. 600 zł).

Milicjanci twierdzili, że czytała na głos "Głos znad Niemna na uchodźstwie", gazetę ZPB, z fotografią Andrzeja Poczobuta i artykułem o nim na pierwszej stronie, agitując przechodniów. Dziemiańczuk mówiła po procesie, że policjanci składali sprzeczne zeznania, a tak naprawdę została zatrzymana bez gazety, w chwili gdy jadła jabłko.

Osiem artykułów o prezydencie

Poczobut jest oskarżony z dwóch artykułów: o znieważenie i zniesławienie głowy państwa. Grozi mu kara do czterech lat więzienia. Sprawa dotyczy ośmiu artykułów dziennikarza w "Gazecie Wyborczej", jednego na opozycyjnym portalu internetowym Biełorusskij Partizan i jednego na prywatnym blogu.

W obronie dziennikarza wypowiadali się przedstawiciele Unii Europejskiej, Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE), polskie władze, jak i politycy opozycji. Organizacja obrony praw człowieka Amnesty International uznała Poczobuta za więźnia sumienia.

Źródło: PAP, tvn24.pl