Australijczyk Neil Parker spadł z wodospadu. Ze złamaną nogą i nadgarstkiem czołgał się przez dwa dni, by dotrzeć do częściej uczęszczanego szlaku górskiego. Przez problemy techniczne nie był w stanie wezwać pomocy. Przeżył, bo wypatrzyli go z powietrza ratownicy.
54-letni Australijczyk wybrał się w niedzielę na wyprawę w góry niedaleko Brisbane. Jest doświadczonym przewodnikiem górskim, dlatego wiedział, że w miejscu w którym doszło do wypadku ma niewielkie szanse na przeżycie. Po unieruchomieniu nogi postanowił dotrzeć do szlaku, gdzie mógł spotkać innych ludzi.
- Wiedziałem, gdzie doszło do wypadku. Że tam mnie nie znajdą. Musiałem dotrzeć do tego odcinka szlaku, gdzie wędruje więcej osób. Przez dwa dni czołgałem się, ciągnąc za sobą złamaną nogę. Centymetr po centymetrze. Nie wierzyłem w to, co się dzieje. Miałem do pokonania tylko trzy kilometry. Ale gdy się czołgasz, to zajmuje dwa dni. Zastanawiałem się, czy wytrzymam, czy nie pomylę drogi, czy przeżyję - mówił Neil Parker. Przez dwa dni pił wodę ze strumienia, miał też przy sobie zapasy jedzenia.
Na wyprawę był dobrze przygotowany. Jednak jak dodają koledzy z klubu przewodników górskich z Brisbane, Parker popełnił dwa podstawowe błędy:nie powiedział nikomu o swojej wyprawie i wybrał się na nią samotnie. - Sam fakt, że został znaleziony żywy po 48 godzinach - co jest długim czasem - jest okazją do świętowania - podkreślił Stephen Simpson, przewodniczący organizacji, do której należy uratowany Australijczyk.
Autor: ow//kg / Źródło: CNN