Przy kampanii wyborczej Baracka Obamy pracuje w Ohio kilkakrotnie więcej ludzi niż przy kampanii jego republikańskiego oponenta Johnna McCaina - donosi Polska agencja Prasowa. Oba sztaby wyborcze w tym stanie kłócą się o domniemane oszustwa przy rejestracji wyborców.
Demokratyczny kandydat do Białego Domu ma w Ohio 85 terenowych biur swojej kampanii. Pracuje w nich ponad 300 etatowych pracowników, nie licząc wielu tysięcy ochotników. McCain dysponuje 40 biurami terenowymi, w których zatrudnionych jest 32 płatnych pracowników - wylicza reporter PAP Tomasz Zalewski.
- Wygląda na to, że Obama zbudował na potrzeby wyborów organizację, jakiej nie widzieliśmy - mówi redaktor dziennika "Columbus Dispatch" w Columbus, Joe Hallett.
W październiku wolontariusze biorący udział w kampanii Obamy odwiedzili w domach ponad milion mieszkańców Ohio - poinformował jego sztab we wtorek.
Tysiące ochotników
Na samym tylko Uniwersytecie Stanowym Ohio (OSU) działa ponad 3 tys. ochotników, którzy rejestrowali wyborców, mobilizują ich do głosowania, rozdają ulotki i broszury oraz koszulki ze zdjęciem kandydata. Obama ma ogromne poparcie wśród młodego pokolenia. Na campusie OSU w Columbus studenci malują na chodnikach kolorowe freski i napisy: "Yes, we can".
Zwolennicy demokratycznego kandydata prowadzą kampanię także w regionach tradycyjnie skłaniających się ku Republikanom, takich jak zachodnia część stanu z miastem Cincinnati. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy udało im się całkowicie zniwelować 10-punktową przewagę McCaina nad Obamą w sondażach w Ohio.
Republikanie: "Nadal prowadzimy"
Rzecznik sztabu Partii Republikańskiej w Columbus John McClelland utrzymuje jednak, że ich kandydat wciąż, choć nieznacznie, prowadzi. Według niego, przewaga "armii" Obamy wynika głównie stąd, że usiłuje on oddziaływać na wszystkich wyborców, podczas gdy Republikanie koncentrują się na wybranych regionach i grupach wyborców. Ich sztab najpierw zajmuje się badaniem elektoratu, by ustalić, na jakie jego odłamy warto stawiać.
- Sprawdzamy na przykład, kto głosował w poprzednich wyborach. Dzięki marketingowemu podejściu mamy świadomość, do kogo należy kierować dalsze wysiłki, namawiając do głosowania na senatora McCaina. Potem spędzamy trochę czasu na rozmowach z wybranymi ludźmi, zamiast tracić czas na rozmowy z wszystkimi - mówi McClelland.
- Senator Obama stara się przekonać wszystkich, żeby na niego głosowali. To strata czasu i pieniędzy. 40 proc. mieszkańców Ohio nigdy na niego nie zagłosuje - dodaje rzecznik Republikanów z Ohio.
Morze pieniędzy Obamy
Sztab Obamy ma jednak dużo funduszy na kampanię, więcej od McCaina. We wrześniu zebrał rekordową kwotę 150 milionów dolarów.
McClelland zarzuca Demokratom, że chcą "ukraść" wybory w Ohio. Ma o tym świadczyć postępowanie demokratycznej sekretarz stanu Ohio, Jane Brunner. Podczas przedterminowego głosowania próbowała ona nie dopuszczać niezależnych obserwatorów.
We wszystkich stanach USA prawo zezwala na głosowanie przedterminowe. W Ohio można to zrobić nawet bez podania uzasadnienia, np. nieobecnością w stanie w dniu wyborów prezydenckich, które odbędą się 4. listopada.
Demokraci blokują dostęp obserwatorom?
Obecnie - jak twierdzi rzecznik Republikanów - Brunner blokuje próby sprawdzenia kart rejestracji wyborców. Według McClellanda na około 200 tysiącach kart rejestracji do głosowania znajdują się błędy i wyjaśnienia wymaga, czy są one wynikiem niewinnych pomyłek, czy też oszustw.
Demokraci stanowczo zaprzeczają tym zarzutom. - Są środki chroniące wybory przed nadużyciami. Pomysł, że doszło do oszustw przy rejestracji, to lipa, próba odwrócenia uwagi od prawdziwych problemów, jak gospodarka i miejsca pracy - mówi rzecznik kampanii Obamy w Ohio, Tom Reynolds.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA