Amerykańskie samoloty zbombardowały uczestników przyjęcia weselnego na południu Afganistanu, twierdzą Afgańczycy. W nalocie miało zginąć 37 osób, w tym 23 dzieci i 10 kobiet.
Amerykanie nie przyznali się na razie do zabicia cywilów, ale nie zaprzeczają, że nalot miał miejsce. Amerykańskie dowództwo podało, że bada doniesienia, ale "jeśli w operacji zabici zostali niewinni ludzie, przepraszamy i wyrażamy ubolewanie".
Relacji naocznych świadków nie potwierdzili też na razie przedstawiciele władz afgańskich. Naloty miały miejsce w poniedziałek po południu w odludnej i trudno dostępnej okolicy. Ranni weselni goście w środę znajdowali się w szpitalu w Kandaharze.
Żadnych konkretnych danych nie podał też afgański prezydent Hamid Karzaj, który powiedział jedynie, że w rezultacie bombardowań rejonu Szah Wali Kot w prowincji Kandahar zginęli cywile.
Karzaj apeluje do Obamy
Niezależnie od potwierdzenia tragicznych skutków nalotu, Karzaj już zwrócił się do amerykańskiego prezydenta-elekta Baracka Obamy, by położył kres cywilnym ofiarom w Afganistanie.
Karzaj wyraził nadzieję, że Obama "wniesie pokój do Afganistanu i zapewni pomyślność afgańskiemu narodowi i reszcie świata". - To moje pierwsze żądanie wobec nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych: położyć kres stratom wśród cywilów - zaznaczył Karzaj.
Jednocześnie Afgańczyk pochwalił Amerykanów za "odwagę" głosowania na demokratę.
Źródło: PAP