Amerykanie dadzą dysydentowi wizę "od ręki"


Oczekuję, że władze chińskie nie będą robiły mi przeszkód w drodze do uzyskania wizy wyjazdowej do USA. Obiecały mi to wcześniej, więc gdyby mi teraz odmówiły, same sobie wymierzyłyby policzek - stwierdził w rozmowie telefonicznej z reporterem agencji Reutera chiński dysydent, Chen Guangcheng, który od miesięcy stara się o opuszczenie Państwa Środka. Wiceprezydent USA Joe Biden stwierdził natomiast, że niewidomy mężczyzna dostanie wizę "od ręki", jak tylko pojawi się o nią wniosek.

W zeszłym tygodniu 40-letni Chen - prawnik samouk i obrońca praw człowieka - uciekł z aresztu domowego i schronił się w ambasadzie USA, bo, jak twierdził, "bał się o swoje życie".

Chen, który stracił wzrok na skutek przebytej w dzieciństwie choroby, przebywał od półtora roku w areszcie domowym w miejscowości Donshigu w prowincji Szantung we wschodnich Chinach. Wcześniej spędził cztery lata w więzieniu za ujawnienie przymusowych aborcji i sterylizacji w wiejskiej społeczności, z której pochodził. Po uwolnieniu lokalne władze postanowiły o jego "kontrolowaniu", choć nie było ku temu podstaw prawnych.

Wiza "od ręki"

Po tym, jak pojawił się w ambasadzie USA i spędził tam sześć dni, stał się tematem "nr 1" w rozmowach między USA i Chinami. Amerykanie chcą jego i jego rodzinę do siebie przyjąć i w niedzielę dał temu jednoznacznie wyraz wiceprezydent USA, Joe Boden, który stwierdził, że "rząd USA jest gotowy do wydania panu Chenowi wizy od ręki".

Chen chce w związku z tym w nadchodzących dniach złożyć wniosek wizowy do chińskiego MSZ, którego przedstawiciele oficjalnie zapewnili, że nie będą go "powstrzymywali' przed wyjazdem. Chen trzyma teraz dyplomatów za słowo i w poniedziałkowej rozmowie z agencją Reutera stwierdził, że gdyby Chińczycy wycofali się ze swojej decyzji, "sami sobie wymierzyliby policzek".

- Nie sądzę, że sobie na to pozwolą, dlatego jestem trochę spokojniejszy. Czuję się też lepiej, niż w ostatnich dniach - dodał, informując, że wciąż znajduje się w szpitalu, do którego został przetransportowany na podstawie umowy między USA i Chinami, po tym, jak wyszedł dobrowolnie z ambasady.

Chen cierpi na zapalenie jelit i przechodzi serie badań. Jest przy nim jego żona i dwoje dzieci.

Wiza do USA, jaką by dostał wraz z rodziną, umożliwiłaby mu rozpoczęcie studiów na Uniwersytecie Stanowym w Nowym Jorku.

Źródło: Reuters