Alkomaty w parlamencie?

 
Australijscy posłowie powinni się bać?Archiwum TVN

Pyskówka, a później rękoczyny w wykonaniu posła podejrzanego o bycie "pod wpływem". Gdzie? Na szczęście nie w Polsce, a w australijskim parlamencie regionalnym. Teraz władze Nowej Południowej Walii zastanawiają się, czy nie wprowadzić do parlamentu alkomatów.

Wszystko przez krewkiego deputowanego miejscowej opozycji Andrew Frasera. Poseł tak bardzo zapalił się w dyskusji z przedstawicielem regionalnego rządu posłanką Katriną Hodgkinson, że nie pohamował języka, obrzucając polityczną przeciwniczkę niecenzuralnymi słowami, a później najzwyczajniej w świecie popchnął ją.

Co prawda niedługo potem się opanował i przeprosił koleżankę, wyrażając skruchę, ale wśród pozostałych posłów parlamanetu Nowej Południowej Walii wzbudził podejrzenia, że był pijany. Tym bardziej, że na posiedzenie izby poseł przybył zaraz po zakrapianym przyjęciu.

Badać trzeźwość posłów czy nie?

Po ciosach i pyskówce Frasera w australijskim stanie rozszalała się dyskusja, czy nie lepiej byłoby wprowadzić do parlamentu alkomatów. - Myślę, że ważne jest, aby ustalić wysokie standardy, których przestrzegania oczekuje od nas społeczeństwo - broni pomysłu przewodniczący parlamentu.

- Jeśli wymagamy trzeźwości od operatorów dźwigów, to musimy wymagać tego samego od ludzi, którzy piszą prawo - mówi strona rządowa, żądając alkomatów, ale nie już sam premier stanu Nathan Ross, według którego dorośli ludzie muszą być za siebie odpowiedzialni. I żadne alkomaty tu nie pomogą.

Dyskusja w Nowej Południowej Walii trwa.

Źródło: news.com.au,PAP

Źródło zdjęcia głównego: Archiwum TVN