Turbulencje były tak silne, że pasażerowie odbijali się głowami od sufitu maszyny. Dlatego załoga samolotu zdecydowała się na awaryjne lądowanie w Calgary. Sześć osób z urazami kręgosłupa, szyi i pleców zabrano do szpitala.
Wcześniej media informowały o około 40 rannych. Rzecznik lotniska w Calgary, Stuart Brideaux zapewniał, że większość pasażerów tego lotu nie było tak mocno poturbowanych. - Byli oni w stanie wychodzić z samolotu o własnych siłach - relacjonował rzecznik. Szóstka najciężej rannych została przewieziona do szpitala. Tym zaś, którzy z koszmarnego lotu wyszli bez szwanku, przewoźnik zapewnia, że umożliwi im dokończenie podróży.
Należący do Air Canada Airbus A319 leciał z Victorii (stolicy Kolumbii Brytyjskiej) do Toronto.
"To może potrwać lata"
Bryce Paton, rzecznik lotniska w Calgary zapowiedział, że przewoźnik będzie chciał przeprowadzić śledztwo i wyjaśnić przyczynę wypadku. Gdy na lotnisko dotarła informacja o planowanym awaryjnym lądowaniu wszystkie służby zostały postawione na baczność. Na lotnisko przyjechało aż 22 wozy strażackich i 10 ambulansów.
Zaraz po wylądowaniu samolotu, lotnicze służby bezpieczeństwa, wysłały na płytę także specjalnych funkcjonariuszy.
Śledztwo może jednak potrwać. John Cottreau, rzecznik przewoźnika przytoczył przykład katastrofy Swiss Air w Nowej Szkocji. W tej sprawie dochodzenie trwało pięć lat. - Sporządzenie analiz może zająć tygodnie, a nawet miesiące. Potem potrzebne będą kolejne na napisanie raportu - ocenił Cotteau.
Wypadek Air Canada jest już drugim w ostatnim półroczu. Wcześniej, we wrześniu, w turbulencje wpadł samolot WestJet. Ucierpiało wtedy 9 pasażerów, a trzech trafiło do szpitala.
Źródło: PAP, tvn24.pl