Polska inwestuje w małe reaktory jądrowe. 14 lutego koncerny KGHM i Orlen podpisały umowy na stworzenie w kraju elektrowni opartych na tak zwanej technologii SMR, a 20 kwietnia Tauron i KGHM podpisały list intencyjny dotyczący współpracy spółek w zakresie stosowania SMR. Czym małe reaktory różnią się od konwencjonalnych i czy rzeczywiście mogą dać nam szybko tanią, czystą energię w miejsce dymiących elektrowni węglowych?
Niewielkie arktyczne miasteczko Pewek położone w Czukockim Okręgu Autonomicznym nad Morzem Wschodniosyberyjskim zdecydowanie nie wygląda jak miejsce, w którym miałaby zacząć się globalna rewolucja energetyczna. Czteropiętrowe socrealistyczne bloki nad pokrytą krą zatoką są domem dla czterech i pół tysiąca mieszkańców przyzwyczajonych do życia na rubieżach cywilizacji. Główną atrakcją miasteczka jest najbliższa biegunowi północnemu linia kolejowa, którą przewożony jest do portu urobek z pobliskich kopalń oraz pozostałości dwóch gułagów, których więźniowie wydobywali rudy cyny i uranu.
Teraz jednak miasteczko stało się miejscem eksperymentu energetycznego. Czukotka jest zasilana w prąd przez niewielką elektrownię atomową Bilibino, ale ta dożywa właśnie swoich dni. Jej następca stoi już w porcie w Peweku. To Akademik Łomonosow - pływająca elektrownia jądrowa, która ma zapewnić energię miasteczku i zakładom przemysłowym Czukotki. Prądu z Łomonosowa ma wystarczyć dla 100 tys. ludzi.
Źródłem płynącego z Łomonosowa prądu są dwa niewielkie reaktory, produkujące 35 megawatów mocy każdy. To tak zwane SMR-y. Pod skrótem, oznaczającym "mały reaktor modułowy" kryje się urządzenie, które, zdaniem jego zwolenników, ma stać się podstawą energetyki przyszłości. Także w Polsce, bo to właśnie SMR-y od Amerykanów kupują KGHM i Orlen.
Małe reaktory mają mieć wiele zalet w porównaniu z konwencjonalnymi elektrowniami atomowymi. Mają być tańsze, bezpieczniejsze i dawać się budować nieporównywalnie szybciej. Już za 13 lat na całym świecie ma być ich nawet tysiąc. "Mają być", bo na razie pozostają głównie na papierze. A część analityków uprzedza: za modną technologią kryć się może mnóstwo problemów. To technologiczna i ekonomiczna terra incognita.
Powtórka z fizyki
Na początek trochę podstaw. Elektrownia jądrowa, najprościej tłumacząc, działa na tej samej zasadzie, co elektrownia zasilana węglem czy gazem. Pod wpływem wysokiej temperatury woda zamienia się w parę, ta pod wysokim ciśnieniem prowadzona jest rurami do turbin, które obracając się zasilają generatory prądu. Tu nic nowego nie wymyślono od XIX wieku.
Zasadnicza różnica polega na źródle wysokiej temperatury. W konwencjonalnych elektrowniach pochodzi ona ze spalania węgla czy gazu. W jądrowych źródłem wysokiej temperatury jest rozpad jąder pierwiastków promieniotwórczych. W reaktorach najnowszej czwartej generacji temperatury dochodzą do tysiąca stopni, co przekłada się na to, że stosunkowo niewielkie urządzenie może wyprodukować mnóstwo energii. Detale nie są istotne, ważne jest to, że reakcja musi być stale nadzorowana, bo skutki wyrwania się jej spod kontroli dość dobitnie pokazały wypadki w Czarnobylu i Fukushimie.
SMR-y działają na dokładnie tej samej zasadzie, są po prostu mniejsze. Sama technologia nie jest nowa: małe reaktory jądrowe od dziesięcioleci zasilają statki i okręty. Reaktory z Łomonosowa są nieco zmodyfikowaną wersją urządzeń od lat 80. zasilających radzieckie i rosyjskie lodołamacze.
Niewielkie rozmiary mają jednak wpływ zarówno na procesy zachodzące we wnętrzu reaktora, jak i na sposób, w jaki może on zostać zbudowany. I to mają być największe zalety SMR-ów.
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam