Po tym, jak jej drony sprawdziły się w Syrii, Libii i na Kaukazie, Ankara staje się coraz ważniejszym graczem na rynku producentów i eksporterów bezzałogowców. Niedawno Polska jako pierwsze państwo NATO kupiła tureckie maszyny.
Drzwi hangaru otwierają się powoli, odsłaniając kontury stojącego wewnątrz drona (UAV). W tle słychać bojowo brzmiącą muzykę. Na następnym ujęciu szara maszyna rozpędza się na pasie startowym i wznosi w powietrze. W pewnym momencie spod jej skrzydła odczepia się pocisk. Chwilę później eksplozja rozrywa na kawałki znajdującą się na ziemi ciężarówkę. Kolejna rakieta – oślepiający rozbłysk i inny pojazd spowijają płomienie. Jeszcze jeden pocisk – niszczy jadący czołg.
To sceny z opublikowanego przez agencję informacyjną Anadolu filmu promującego tureckie bezzałogowce. Ten konkretny powstał z okazji kupna przez Polskę 24 maszyn, ale w ostatnim czasie internet i media nad Bosforem pełne są podobnych nagrań. Drony pojawiają się praktycznie na każdej imprezie lotniczej, wzbudzając ogromne zainteresowanie, a ich producenci mają w Turcji status niemal herosów. O bezzałogowcach mówią najważniejsi ludzie w państwie, na czele z prezydentem Recepem Tayyipem Erdoganem, a lokalni politycy chętnie fotografują się z nimi w hangarach. Wszystko przez to, że drony stały się dla władz w Ankarze jednym z ważniejszych narzędzi polityki zagranicznej, a dla Turków powodem narodowej dumy.
Wiosenny odwet
Czytaj dalej po zalogowaniu
Uzyskaj dostęp do treści premium za darmo i bez reklam