Rentowności polskich obligacji gwałtownie wzrosły, tym samym rosną też koszty obsługi długu. W tych okolicznościach Bank Gospodarstwa Krajowego odwołał przetarg sprzedaży obligacji, z którego uzyskane środki miały zasilić Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych. - Będziemy organizować aukcje wtedy, kiedy będą ku temu najlepsze, najwłaściwsze warunki - powiedział w poniedziałek premier Mateusz Morawiecki, odnosząc się do tej informacji. W ocenie dr. Przemysława Kwietnia głównego ekonomisty XTB inwestorzy potrzebują determinacji ze strony rządzących w walce z inflacją, by kupować polskie obligacje.
W piątek rentowności polskich 10-letnich obligacji skarbowych przebiły poziom 9 proc. "Ostatnie dni przyniosły gwałtowny wzrost rentowności polskich obligacji, co wyraźnie pogorszyło warunki finansowania. Wymagające warunki rynkowe wywierają presję na wzrost kosztów emisji i w konsekwencji koszty obsługi zadłużenia zagranicznego w przyszłości" - zwrócili uwagę w poniedziałkowym komentarzu ekonomiści ING Banku Śląskiego. W poniedziałek rentowności są na poziomie około 8,4 proc.
W ocenie ekonomistów "wyceny krajowych obligacji są nie tylko wynikiem obecnego stanu finansów publicznych, ale także oczekiwań inwestorów co do przyszłości". "W kontekście zapowiedzi szeroko zakrojonych działań fiskalnych (prawdopodobne wydłużenie tarczy antyinflacyjnej, koszty związane z interwencjami na rynku energii) rynek obawia się znaczącego wzrostu deficytu oraz skali emisji długu skarbowego i agencyjnego (gwarantowane przez skarb państwa emisje BGK)" - napisali ekonomiści ING Banku Śląskiego. Wzrost rentowności obligacji oznacza spadek ich cen.
Z kolei w ocenie ekonomistów PKO BP "powodem silnej przeceny polskich instrumentów było radykalne pogorszenie się nastrojów na świecie i rosnące oczekiwania na podwyżki stóp procentowych w USA i w strefie euro". Jak zauważyli, "na skutek gwałtownych zmian notowań BGK zdecydował się odwołać pierwszą poniedziałkową aukcję obligacji emitowanych na rzecz Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych". Zdaniem ekonomistów PKO BP, na rentowność SPW (Skarbowych Papierów Wartościowych) w najbliższych dniach wpływać będą głównie trendy globalne.
Premier Mateusz Morawiecki o odwołanej aukcji obligacji
O odwołaną aukcję obligacji przez BGK był pytany podczas poniedziałkowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki. - Odwoływanie emisji w sytuacji, kiedy na rynkach finansowych całego świata mamy do czynienia z turbulencjami jest rzeczą jak najbardziej normalną. (...), wiem, jak wyglądają optymalne warunki do przeprowadzenia emisji i wiem, jak wygląda emisja w sytuacji tak zwanego perfect storm, czyli sytuacji z jaką mamy dzisiaj do czynienia - mówił szef rządu, wskazując przy tym uwagę na swoje doświadczenie na rynkach finansowych.
- Nie czekając na to, co może być w zakresie polityki finansowej, fiskalnej, monetarnej, ale także inwestycyjnej i gospodarczej w szerszym rozumieniu tego słowa doprowadzamy do jej przebudowy, tak, aby inwestorzy z całego świata mieli pewność, że inwestują swoje środki w gospodarkę, która jest w fazie dobrego, solidnego, stabilnego, systematycznego rozwoju. To jest moje zadanie i dlatego będziemy organizować aukcje wtedy, kiedy będą ku temu najlepsze, najwłaściwsze warunki - zapowiedział premier.
Morawiecki zapewniał przy tym, że "nasz system finansów publicznych jest stabilny, jest bardzo mocny". - System bankowy jest bardzo dobrze dokapitalizowany, system polityki regulacyjnej, monetarnej i budżetowej jest ze sobą w bardzo dobrej korelacji - podkreślał szef rządu.
- Tak kształtujemy naszą politykę emisji, aby z jednej strony zabezpieczyć środki nawet w sposób prewencyjny, już dzisiaj mamy około 30-35 procent prefinansowania na przyszły rok. Tak że nasze działania w zakresie łagodzenia skutków inflacji dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw, a także dla podmiotów wrażliwych i samorządów w taki sposób organizujemy, aby lwią część kosztów poniosły wszystkie przedsiębiorstwa energetyczne, a nie budżet, właśnie po to, aby potrzeby emisyjne budżetu były jak najmniejsze - podsumował premier Mateusz Morawiecki.
Wzrost kosztów obsługi długu
Ekonomista Rafał Mundry wyjaśniał wcześniej w rozmowie z TVN24 Biznes, że "jeżeli Ministerstwo Finansów potrzebuje pieniędzy na pokrycie deficytu budżetowego, czyli po prostu im brakuje w kasie, to emituje obligacje skarbowe".
Z prognoz dołączonych do ustawy budżetowej na 2023 rok wynika, że dług Skarbu Państwa w 2021 roku wynosił 1,138,0 mld zł, co stanowiło 43,4 proc. Produktu Krajowego Brutto. Według prognoz zawartych w uzasadnieniu dołączonym do projektu ustawy, dług ten na koniec 2022 roku wzrośnie do 1 236,2 mld zł (41,0 proc. PKB), a w 2023 roku do 1 353,6 mld zł (40,8 proc. PKB).
Rząd już wie, że koszty obsługi długu mocno wzrosną - z 26,0 mld zł w 2022 roku do 66,0 mld zł w przyszłym - tak wynika z dokumentu dołączonego do projektu ustawy budżetowej na 2023 rok. I wygląda na to, że rząd obawia się, iż na tym poziomie wcale nie musi się skończyć. Dlatego Ministerstwo Finansów przygotowało - jak samo wskazało - "bezpiecznik", który umożliwia przekierowanie nadwyżek z rezerw celowych na obsługę kosztów zadłużenia Skarbu Państwa. Takie rozwiązanie funkcjonuje od bieżącego roku.
Co jest najważniejsze dla inwestorów?
Zdaniem dr. Przemysława Kwietnia, głównego ekonomisty XTB, "to, co jest najważniejsze dla inwestorów, którzy kupują obligacje lub ich nie kupują, w tym momencie bardziej nie kupują, to jest to, czy w Polsce inflacja będzie sprowadzona choćby w okolice celu inflacyjnego, który wynosi 2,5 procent".
- Z perspektywy takiego inwestora, jeśli on dzisiaj dostaje prawie 9 procent na obligacji 10-letniej, to jeśli założy, że NBP będzie w stanie nad tą inflacją zapanować i sprowadzić ją do celu, czyli przez 2 lata jeszcze będzie podwyższona, a później będzie w celu, to takie 9 procent przez kolejnych 10 lat to jest bardzo poziom, można powiedzieć super okazja. Natomiast zawsze istnieje taka możliwość, że ta inflacja zakotwiczy wyżej - zauważył ekonomista, który był gościem TVN24.
- Teraz pytanie o tę determinację, to zarówno praca dla Rady Polityki Pieniężnej, bo to jest mandat Narodowego Banku Polskiego, żeby dbać o stabilność cen i sprowadzić inflację do celu i tu można się zastanawiać nad tym, czy już do tej pory zostało zrobione wystarczająco dużo, ale naturalnie na ceny w gospodarce wpływa bardzo wiele czynników, w tym w zakresie polityki gospodarczej wpływa również polityka fiskalna, czyli wszystkie decyzje, które są podejmowane w zakresie transferów, budżetu państwa. Na ten moment mam wrażenie, że rynek nie ma tego przekonania - wskazał Kwiecień.
Hołownia: rozpędzona spirala kryzysu gospodarczego
Szymon Hołownia podczas konferencji prasowej odniósł się do rosnących kosztów długu i odwołaniu aukcji obligacji.
- Dlaczego do tej emisji nie doszło? Dlatego, że chcieliśmy pożyczać światu na 8,25 procent, ale świat za tyle nie chce już od nas pożyczyć - zaznaczył.
Dodał, że "teraz jesteśmy w sytuacji, w której będziemy musieli płacić być może za chwilę 9 procent za to, żeby ktokolwiek chciał pożyczyć nam pieniądze, których my dziś potrzebujemy do funkcjonowania państwa".
- Tak rozpędzona jest ta spirala kryzysu gospodarczego, ale też i zadłużenia przez ten nieudolny rząd. Jeżeli idziemy w stronę 9 procent, które musimy płacić za pożyczone nam pieniądze, to teraz wyobraźcie sobie w jakim towarzystwie jesteśmy. W towarzystwie Turcji, która płaci 10,7 procent, w towarzystwie Rosji, która płaci 9, 8 procent, my jesteśmy teraz w okolicach 9 procent. Słowacja, dla przykładu strefa euro, to dzisiaj 3,9 procent. W Niemczech mamy 2,4 procent, a na Łotwie 0,5 procent - wyliczył.
Zaznaczył jednocześnie, że "rok temu pożyczaliśmy na 3 procent". - W przyszłym roku, my Polacy, za obsługę długu zapłacimy prawdopodobnie aż 66 miliardów złotych. To oznacza, że każdy z nas, za nieudolność rządzących, zapłaci z własnej kieszeni 1700 złotych - powiedział.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock