Kryzys wrócił do strefy euro. Jak można było zobaczyć w ostatnim tygodniu na rynkach finansowych jest to znów kryzys egzystencjalny, a nie obawa przed zwykłą recesją. Znów, podobnie jak w 2011 i 2012 chodzi o niepewność co do trwałości całej instytucji, jaką jest strefa euro. Dziś widać wyraźnie, że efektowna obrona strefy w wykonaniu Mario Draghiego z 2012 może na dłuższą metę okazać się nieskuteczna.
Coraz bardziej powszechne na rynku staje się przekonanie, że Draghi mówiąc w 2012, że ECB zrobi „whatever it takes”, czyli absolutnie wszystko co w jego mocy, aby utrzymać strefę euro, mówił wprawdzie szczerze i w to wierzył, ale po dwóch latach widać, że „w jego mocy” wcale nie leży aż tak wiele.
Co mówi Draghi?
Dziś Draghi przy każdej okazji powtarza, że sam bank centralny nie jest w stanie zreformować gospodarek, obniżyć podatków, czy też zmienić zasad panujących na rynkach pracy w Europie. Łagodna polityki monetarna stwarza lepsze warunki do przeprowadzania fatycznych reform gospodarczych, ale nigdy ich przecież nie zastąpi. Rynek boi się więc takiego scenariusza: rządy w Europie nadal niczego nie będą reformować, bo nie chcą, a co ważniejsze nie chcą tego ich wyborcy przyzwyczajeni do wygody i luksusu. Europa coraz częściej będzie wpadać w recesje (właśnie wpada w kolejną) wywołując wzrost bezrobocia i wzrost frustracji u wyborców przyzwyczajonych do wygody i luksusu. Ci wyborcy przerzucą swoje głosy na polityków chcących rozpadu strefy euro. Ci politycy po jakimś czasie przekroczą masę krytyczną i uruchomią proces polityczny, w ramach którego strefa euro zacznie się rozpadać. Kiedyś tak złożony proces musiałby trwać co najmniej kilka lat, dziś rynek ma prawo się obawiać, że wszystko może pójść szybciej. A dlaczego zaczął panikować akurat w tym tygodniu? Oczywiście pomagało trochę doniesień nie związanych ze strefą (na przykład z USA, związanych z przyszłą polityką Fed), ale sama strefa także dostarczyła wyjątkowo dużo okazji do poważnego niepokoju. Oto przegląd tego, co mogło wystraszyć rynek w strefie euro w ostatnim tygodniu:
Poniedziałek:
Niemiecki magazyn Focus napisał, że szef ECB Draghi jest tak pokłócony z szefem Bundesbanku Weidmannem, że panowie od lipca ze sobą nie rozmawiają.
Wtorek:
Niemiecki instytut ZEW podaje, że ocena sytuacji w oczach niemieckich inwestorów jest najgorsza od 2010 roku, czyli nawet kiedy Grecja bankrutowała w 2012 nie było tak źle jak teraz. Beppe Grillo zaczął we Włoszech zbierać podpisy pod wnioskiem o referendum w sprawie wyjścia ze strefy euro. W greckich sondażach coraz wyraźniejszą przewagę nad koalicją rządową ma antyunijna Syriza, a rząd coraz głośniej kłóci się z Brukselą o to, kiedy Grecja ma wyjść z unijnego programu pomocowego (rząd w Atenach chce jak najszybciej). Władze Katalonii wprawdzie odwołały wiążące referendum niepodległościowe, ale głosowanie 9 listopada i tak będzie, tyle, że sondażowe. Pozostaje więc możliwość wykreowania najsilniejszego jak dotąd sygnału politycznego w sprawie Katalonii. Inflacja we Francji spada najniżej od 5 lat, oczekiwania inflacyjne w strefie euro spadają najniżej w historii. Rząd Niemiec obniża prognozę wzrostu gospodarczego z 2% do 1,3%, a jednocześnie upiera się, że nie będzie stymulować gospodarki i chce mieć zrównoważony budżet.
Środa:
Cały sektor bankowy w Austrii w pierwszym półroczu miał 0,6 mld EUR straty netto. Zdaniem Commerzbanku szybko spadające oczekiwania inflacyjne sprawią, że ECB za chwilę będzie skłonny szybko i znacząco osłabiać euro. Nadzwyczajne posiedzenie greckiego rządu w związku z załamaniem na rynku greckich obligacji i spadkiem o kilkanaście procent notowań giełdowych greckich banków. Pierwszy raz od dwóch lat mamy wyraźny podział na rynkach obligacji na Europę północną i południową. Na południu trwa wyprzedaż obligacji – rentnowści rosną, a na północy trwają paniczne zakupy obligacji – rentowności spadają, coraz częściej poniżej zera. Ujemna rentowność dotyczy już ponad połowy wszystkich wyemitowanych niemieckich obligacji, w tym wszystkich zapadających w okresie krótszym niż pięć lat.
German bond yields now negative out to 4 years pic.twitter.com/GNEWtorXov
— Bond Vigilantes (@bondvigilantes) październik 15, 2014
Czwartek:
ECB złagodził greckim bankom dostęp do swoich pożyczek ratunkowych.
Pierwszy raz od kilku lat nie wyszła aukcja nowych obligacji – Hiszpanie nie sprzedali tyle ile chcieli. Inflacja w strefie euro spadła do 0,3 procent – najniżej od października 2009. Rentowność obligacji greckich sięga 9 procent, chociaż na początku tygodnia była jeszcze w okolicach 6 procent.
Piątek:
Okazuje się, że w minionym tygodniu z rynków akcji w Europie odpłynęło rekordowe 5,9 mld EUR.
Justified, or time to buy again? European equity funds post record outflow of $5.7 bln: pic.twitter.com/tDqjmNkmFw
— Jamie McGeever (@ReutersJamie) październik 17, 2014
Taki właśnie był to tydzień. W 2012 udało się wyprowadzić inwestorów ze stanu paniki jednym stanowczym stwierdzeniem szefa ECB. Wiadomo, że dziś już takie stwierdzenie nie będzie wystarczające, bo skoro rynek znów boi się tego samego, to znaczy, że to poprzednie stwierdzenie było niewiele warte – wystarczyło zaledwie na dwa lata.
Trzeba wymyślić coś innego. Nic nie wskazuje na to, aby tym razem miało to być to, czego Europa naprawdę potrzebuje, a więc zdecydowane i skoordynowane ruchy wielu rządów idące jednocześnie w stronę reform podatkowych i rynków pracy, a jednocześnie równie zdecydowane ruchy tych samych rządów w stronę wspierania popytu w gospodarce, aby nie zapadła się ona w głęboką recesję w trakcie reform. Gdyby do takiego miksu działań dołączył ECB ze swoim wsparciem monetarnym, wtedy może za kilka lat mielibyśmy nową, zdrowszą strefę euro. Ale obecnie nikt nie wierzy w to, że tak będzie. Reformy są politycznie nieosiągalne, słowa Draghiego teraz już nie wystarczą, nie wiadomo więc co tym razem ma uratować strefę euro. Tego właśnie boi się dzisiaj rynek.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: TVN24 Biznes i Świat
Źródło zdjęcia głównego: sxc. hu