W piątek minęło 25 lat od powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego, który pod okiem Leszka Balcerowicza przeprowadził Polskę z socjalizmu do kapitalizmu. Podobna przemiana zachodziła wtedy także w naszych głowach. Niestety, dziś wydaje mi się, że wiele osób do dziś nie pojęło do końca tego, czym naprawdę jest gospodarka rynkowa.
Przez 45 lat obowiązywania w Polsce systemu gospodarki nakazowo-rozdzielczej zestaw zasad, którymi kieruje się ten system był stały. Wywodził się w prostej linii z dzieł Lenina i Marksa i nie podlegał dyskusji. Nawet jeśli ekonomiści próbowali coś majstrować przy tym systemie, to po pierwsze tak, aby nie naruszyć niezmiennych zasad podstawowych, a po drugie zwykli ludzie i tak nic o tym nie wiedzieli, bo publiczna dyskusja na ten temat nie istniała.
Jednocześnie system kapitalistyczny obowiązujący w USA i w Europie Zachodniej był przez większość postrzegany jako prosta odwrotność socjalizmu. I ten pogląd też był niezmienny. Kapitalizm po prostu był lepszy i nie trzeba było wnikać w to, co on tak właściwie sobą przedstawia.
Szkoła liberalna
Los chciał, że w kapitalizm weszliśmy w 1988/1989 roku. Wszyscy ekonomiści w tamtym czasie, a więc także ci, którzy doszli do władzy w rządzie Mazowieckiego, prezentowali szkołę myślenia, która została wykuta na świecie w odpowiedzi na problemy kapitalizmu z lat 70.
Od strony politycznej była to szkoła reprezentowana przez Margaret Thatcher i Ronalda Reagana. Mówiąc w skrócie była to szkoła liberalna: im mniej państwa w gospodarce tym lepiej, dobra jest prywatyzacja, niskie podatki, jak najwięcej ułatwień dla biznesu i zrównoważony budżet bez deficytu. Jeśli deficyt jest to najlepiej go ciąć poprzez redukcje programów socjalnych. Związki zawodowe są w gospodarce równie złe jak państwo, bo obniżają konkurencyjność firm, a walcząc o podwyżki dla pracowników narażają cały kraj na ryzyko inflacji. Inflacja jest generalnie najgorszą rzeczą jaka nas może spotkać, a spotyka nas często dlatego, że bank centralny drukuje za dużo pieniądza, więc bank centralny absolutnie nie może niczego drukować.
Dla wielu z nas w 1989 była to kwintesencja wolnego rynku i kapitalizmu, będąca absolutnie poza dyskusją, czyli tak naprawdę był to zestaw dogmatów. Niewielu zdawało sobie sprawę z tego, że gdybyśmy weszli w kapitalizm np. w roku 1969, a nie w 1989, to ten zestaw dogmatów byłby zupełnie inny. Inny byłby też w roku 2009. Bo kapitalizm nie jest odbiciem socjalizmu, jest w swej naturze zupełnie inny. Nie ma w nim Lenina i Engelsa, nawet jeśli niektórzy są skłonni podchodzić do Adama Smitha, Keynesa, von Hayeka, czy Miltona Friedmana jak do półbogów, którzy napisali gotowe recepty na wszystko. Kapitalizm jest zmienny. Na bieżąco stara się dawać odpowiedzi na problemy, które pojawiają się nagle, których parę lat temu nie było albo były w innej formie/natężeniu/otoczeniu.
Lata 70. były akurat okresem, w którym największym problemem świata rozwiniętego była wysoka inflacja, którą kojarzono także m.in. ze zbyt dużym wpływem związków zawodowych w dużych, kontrolowanych przez państwo korporacjach. Stąd w odpowiedzi nacisk na walkę z inflacją, ograniczanie związkowców i prywatyzację. W latach 80. to była w 100 procentach słuszna polityka. Dzisiaj jesteśmy już w zupełnie innym miejscu.
Ryzyko deflacji
Dziś problemem we wszystkich krajach rozwiniętych, w całej Europie, a także w Polsce jest ryzyko deflacji, a nie inflacji. Niektórzy dramatyzują na ten temat bardziej, inni mniej, moim zdaniem spirala deflacyjna nam nie grozi, ale z pewnością metody gospodarcze sprzed 40 lat, skuteczne w walce z inflacją dziś są bez sensu.
Dane z gospodarek Zachodu pokazują, że dziś problem związkowców napędzających presję płacową, a co za tym idzie inflację, nie istnieje. Pojawił się za to problem nadmiernych nierówności dochodowych, wynikających z tego, że znacznie większa niż wcześniej część zysków zostaje w przedsiębiorstwach, zamiast tak jak wcześniej trafiać do pracowników w formie płac.
Niestety, firmy mało inwestują, więc pieniądze, które w nich zostają raczej „nie pracują”. Obalona też została stara jak świat teoria o tym, że ludzie w gospodarce zachowują się racjonalnie. Gdyby tak było, nie byłoby głupich seksistowskich reklam, które skłaniają konsumenta do zachowań nieracjonalnych. Na giełdach nie powstawałyby wysoce nieracjonalne bańki spekulacyjne.
A skoro ludzie nie zachowują się racjonalne, to bardzo trudny do obrony jest bardzo wygodny dla nas wszystkich dogmat, że państwo jest zawsze gorsze w gospodarce od sektora prywatnego. Do tego jesteśmy po globalizacji – trzymając się twardo dogmatu o prywatyzacji możemy znaleźć się w sytuacji, kiedy sporą część aktywów w kraju wykupi kapitał chiński, arabski, czy rosyjski, o którym można powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że jest to kapitał prywatny.
Kapitalizm jest dziś zupełnie inny niż w roku 1989. Wszystkie wspaniałe zasady, tak skuteczne wtedy, dziś są już raczej przeszłością. To nie są dogmaty działające zawsze, tak jak te z dzieł Lenina. Moim zdaniem, to jest właśnie w gospodarce rynkowej piękne. To, że jest dynamiczna i trzyma w napięciu jak dobry thriller, często zaskakując. Nagle okazuje się, że na rynkach nieruchomości można napędzić kolosalną bańkę przy stopach procentowych w okolicach 5 proc., a potem przy stopach w okolicach 0 proc. ta sytuacja się nie powtarza. Dziś okazuje się, że podniesienie płacy minimalnej nie musi wywoływać wzrostu stopy bezrobocia, a skup przez bank centralny obligacji z rynku absolutnie nie wywołuje żadnej inflacji. Dziś okazuje się, że inwestorzy sprzedają obligacje Hiszpanii, bojąc się jej zadłużenia, kiedy jej dług sięga 80 proc. PKB, ale parę lat później rzucają się na te same obligacje, śrubując ich ceny do rekordowo wysokich poziomów, chociaż dług Hiszpanii jest grubo powyżej 100 proc. PKB. W dzisiejszych czasach sprawdza się teoria, że redukowanie deficytu budżetowego za wszelką cenę przynosi więcej szkody niż pożytku (to akurat potwierdza nawet przykład Ronalda Reagana,który rozkręcał gospodarkę USA zwiększając deficyt, a nie zmniejszając).
Jest jak jest
Absolutnie nie twierdzę, że są to nowe dogmaty i, że tak będzie zawsze. Na pewno nie będzie i na pewno jeszcze kiedyś powrócą problemy np. z inflacją. Ale dziś jest tak jak jest.
Myśląc o współczesnej gospodarce rynkowej warto pamiętać, że bardzo niewiele jest w niej rzeczy stałych (takich jak to, że cenę kształtuje popyt i podaż), a za 10 lat będziemy w niej zapewne mieć problemy, o których dzisiaj nam się nawet nie śni. To jest najpiękniejsza różnica pomiędzy kapitalizmem, a socjalizmem. W kapitalizmie trzeba mieć otwartą głowę i nieustannie dostosowywać się do nieustannych zmian. Ci, którzy po 25 latach gospodarki rynkowej nadal wierzą tylko w Reagana i Thatcher mając te same recepty na wszystko od lat, tak naprawdę mentalnie nigdy nie wyszli z socjalizmu.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl