Polska to szósty kraj UE pod względem liczny ludności. Wyprzedzają nas Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Włochy i Hiszpania. Pozycja pierwszych trzech krajów, czyli Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii jest tak silna, że nie potrzebują one żadnych przedstawicieli na żadnych eksponowanych stanowiskach. Po prostu najważniejszymi osobami w UE, niezależnie od jej instytucjonalnej konstrukcji są zawsze liderzy tych trzech państw. Wszystkie pozostałe państwa w ramach walki o swoją pozycję w Unii walczą o różne fotele.
W tegorocznym rozdaniu: - Włosi dostali unijny MSZ (Federica Mogherini), a warto pamiętać, że mają już Mario Draghiego jako szefa ECB, - Hiszpanie dostali szefa Eurogrupy (Luis de Guindos), - Polacy dostali szefa Rady Europejskiej (Donald Tusk). Moim zdaniem Polska w Europie zajmuje teraz dokładnie takie miejsce, jakie jej się należy. Jesteśmy szóstym największym krajem Unii. Ktoś, kto jest na szóstym miejscu na pewno nie jest liderem. Ale też jego pozycja jest zupełnie inna niż tego, kto jest na miejscu szesnastym albo dwudziestym szóstym. Czyli ten na szóstym miejscu musi czasami coś dostać. Nawet nie musi o to specjalnie walczyć, bo wszyscy się zgadzają z tym, że mu się należy. Bo też jest ważny. Nasze ewidentne zwycięstwo jest takie, że przy poprzednich rozdaniach niekoniecznie figurowaliśmy, jako ten, kto jest równy Hiszpanii, czy Włochom, więc też mu się automatycznie należy coś dużego. Choć już wybór Jerzego Buzka na szefa Parlamentu Europejskiego pokazywał jasno, że nasza pozycja rośnie. Dziś w końcu dotarliśmy w Unii na miejsce, które nam się nominalnie należy z racji wielkości kraju. Oczywiście, miejsce szóste w Europie to nie pierwsza trójka i trzeba o tym pamiętać. Pierwsza trójka największych jest gotowa dać temu szóstemu wszystko czego chce albo czego potrzebuje, jeśli to nie koliduje z ich własnymi interesami. Albo z interesem czwartego bądź piątego. Polska w kontekście swoich własnych celów i oczekiwań ten szczyt przegrała. W czerwcu dość jasno się wyraziliśmy, że chcemy mieć unijny MSZ dla Sikorskiego, a jak się nie da, to komisję energetyczną. A jak się nie uda, to jakąś inną bardzo ważną. Przy MSZ uparł się włoski premier Matteo Renzi i nie odpuścił. I to Renzi jest największym zwycięzcą tego szczytu.
Z kolei komisja energetyczna ma iść ponoć do Brytyjczyków. Tu znów państwo numer sześć natrafiło na interes państwa z wyższym numerkiem. Dostaliśmy więc coś, czego nie chcieliśmy, bo nie o to nam chodziło. Przewodniczący Rady Europejskiej to nagroda pocieszenia. Bardzo prestiżowa, bo państwo numer sześć w Unii jest ważnym państwem i jak nie ma konkretu, to musi mieć chociaż prestiż. Prestiżowe nagrody pocieszenia, to przywilej tylko tych bardzo ważnych państw w Unii Europejskiej. Czy Polska będzie teraz korzystać na tym, że to Polak jest szefem Rady Europejskiej? Proszę pamiętać, że na szczytach unijnych organizowanych i przygotowywanych przez Tuska Polskę będzie reprezentować premier. Czyli zapewne Ewa Kopacz albo Elżbieta Bieńkowska. Czy Tusk będzie mógł „coś załatwić”? Na pewno będzie sprawiał wrażenie, że tego nie robi na pewno nie wprost, bo nie taka jest jego rola. Ale przecież niewykluczone, że z samej sytuacji częstego kontaktu z Merkel, Cameronem i Hollandem będą mogły wyniknąć dla nas jakieś pozytywne rozstrzygnięcia. Oczekiwań, że „coś załatwi” nie klasyfikowałbym więc jako całkowicie absurdalnych. Ale to kwestia raczej drugorzędna.
Jak już pisałem, Polska została oficjalnie już „ważnym państwem Unii”, nie powinna więc potrzebować wsparcia ze strony szefa Rady Europejskiej. Jej postulaty, wyrażane przez premiera na szczytach unijnych zapewne będą wystarczająco dobrze słyszane. A jeśli nie będą, to nie będzie to wina Tuska, tylko jego następcy w Polsce. Co do samego Donalda Tuska i tego kim on naprawdę został: można powiedzieć, że przestaje być reżyserem w lokalnym serialu, a zostaje kierownikiem produkcji w najważniejszym filmie w Europie. Kierownik produkcji nie jest aktorem-gwiazdą, nie jest też reżyserem ani producentem. Nie jest najważniejszy. Ale dużego filmu nie da się zrobić bez kierownika produkcji. Tusk nie będzie na tym samym poziomie politycznym co Merkel, Cameron, czy Hollande, ale też, jeśli będzie miał takie ambicje, z łatwością będzie mógł wywierać spory wpływ na wszystkie procesy, które na bieżąco toczą się w Unii Europejskiej.
Zostanie wyposażony w ogromną wiedzę o tym, kto co w Unii myśli, zamierza i czego chce. Będzie miał okazje zostać najlepiej zorientowanym człowiekiem w Europie. Zostanie też bliskim przyjacielem tych wszystkich w Unii, którzy są trochę za mali, aby móc w dowolnym momencie pogadać np. z Angelą Merkel. Jest taki piękny fragment na materiale nakręconym tuż przed rozpoczęciem ostatniego szczytu unijnego, kiedy prezydent Cypru podchodzi do van Rompuya i pyta się go „czy to będzie Donald?”. Van Rompuy odpowiada „tak, ale na razie zachowaj to dla siebie”. Proszę zauważyć do kogo Cypryjczyk podchodzi. Nie do Hollanda, nie do Camerona. Podchodzi do tego, który też wszystko wie i jest do dyspozycji dla wszystkich.
Ta scena moim zdaniem doskonale pokazuje w jak ciekawym miejscu znajdzie się teraz Donald Tusk. A do tego przed nim osobisty udział w szczytach G20 i G7. Za 5 lat (bo zakładam, że po 2,5 roku premier z łatwością uzyska przedłużenie kadencji o kolejne 2,5 roku) Donald Tusk będzie zupełnie innym politykiem. Będzie znał wszystkich najważniejszych na świecie znacznie lepiej niż teraz, będzie znał całą Unię od podszewki, będzie też wciąż ważnym politykiem, reprezentującym najszybciej rozwijający się gospodarczo region Europy o rosnącym znaczeniu, co go znacząco odróżnia od van Rompuya.
Co do poglądów, to nowa funkcja Tuska nie wymaga od niego prezentowania żadnych osobistych poglądów na zewnątrz. Ale już w pierwszym przemówieniu widać, że chce pozbyć się łatki „człowieka Angeli Merkel” i przesunąć bardziej na środek wspominając o francuskich socjalistach, Hollandzie i polityce wzrostu. Ustawiać się w środku spektrum poglądów akurat Donald Tusk potrafi robić perfekcyjnie, a to w UE ogromny atut. Dlatego moim zdaniem za 5 lat Tusk może być faworytem w wyścigu do fotela nowego szefa Komisji Europejskiej. Oczywiście, pod warunkiem że kolejne wybory do Parlamentu Europejskiego wygra EPP.
Autor: Rafał Hirsch / Źródło: tvn24bis.pl