Polska zaczyna mieć problem z tzw. pułapką średniego dochodu (ang. middle-income-trap), czyli niezdolnością rywalizowania z liderami rozwoju. Nasza przewaga konkurencyjna związana z tanią siłą roboczą i oferowaniem wysokiego zwrotu z inwestycji związanego z wysokim popytem na kapitał maleje. Najwyższa pora skończyć więc z importem innowacji. Bez choć niewielkiego cywilizacyjnego skoku pozostaniemy bowiem krajem gospodarczej drugiej ligi. Jak tego dokonać?
Aby nie wpaść w pułapkę średniego dochodu, niezbędne są zmiany w organizacji gospodarki, które sprzyjałyby osiąganiu przewag konkurencyjnych w technologii, jakie dają innowacje. - To rola państwa, które jest organizatorem sposobu produkcji - wskazuje Adam Czyżewski, główny ekonomista PKN Orlen.
Rządzący Polską politycy o znaczeniu wpływu szeroko pojętej innowacyjności bardzo wiele mówią. Zdaje się jednak, że mylnie identyfikują jej istotę. Polityka budżetowa w ich wykonaniu obraca się bowiem wokół jednego - pozyskiwania i wydawania unijnych funduszy.
Polska 20. gospodarką świata?
- W najbliższych latach Polska ma stać się jednym z dwudziestu najbogatszych państw świata - powiedziała pod koniec lutego premier Ewa Kopacz, podczas inauguracji nowej unijnej perspektywy budżetowej na lata 2014-20.
Polska dostała w niej 120 mld euro, czyli około 500 mld złotych. 40 mld zł ma zaś zostać wydane na innowacyjne badania naukowe, których wyniki zostaną następnie wykorzystane w polskiej gospodarce.
- Musimy wykorzystać szansę. Szansę oparcia polskiej gospodarki na innowacyjności - podkreśliła premier. Do poprawy pozostaje jednak bardzo wiele. Według najnowszego raportu Europejskiego Rankingu Innowacyjności (Innovation Union Scoreboard) mierzącego i porównującego poziom innowacyjności w państwach członkowskich, Polska określana jest jako moderate innovator (umiarkowany innowator) i wyprzedza jedynie Rumunię, Łotwę i Bułgarię.
W ramach realizacji projektu tzw. Umowy Partnerstwa Europejskiego wchodzi bowiem w grę astronomiczna, jak na nasze warunki kwota 82,5 mld euro. Wraz ze środkami pochodzącymi z budżetu pieniądze te mają dać - jak wynika z szacunków - inwestycje na poziomie 5 proc. PKB rocznie i tym samym przyczynić się do dynamicznego rozwoju w najbliższych latach.
Niestety, środki pochodzące z Brukseli nie będą płynąć do nas wiecznie. Jak wiadomo, strumień wkrótce się odwróci.
"Money isn't everything"
Pytanie skierowane do polityków powinno zatem brzmieć, jak wykorzystać zewnętrzny kapitał do budowania fundamentów rozwoju gospodarki, która byłaby zdolna do stałej i niewymuszonej poprawy konkurencyjności, czyli naturalnego motoru wzrostu.
Samo wzięcie przez państwo na siebie większego ryzyka związanego z B+R (badania i rozwój) poprzez nakłady na innowacje, z dotowanego przez pieniądze płynące z Brukseli budżetu, które zgodnie z założeniami rządu mają się zwiększyć z obecnych ok. 0,7-0,9 proc. do 2 proc. PKB rocznie - tj. średniej dla Europy Zachodniej - nic wielkiego nie da.
- Poza samym wsparciem finansowym istotne jest, aby zbudować cały system wsparcia innowacji. Same pieniądze nie sprawią, że polskie firmy zaczną być bardziej innowacyjne, raczej będzie pchało je to do dalszej absorpcji technologii i konkurowania ceną, a nie jakością. Kluczowe jest, by formować kompetentne Instytucje Otoczenia Biznesu - Jednostki Badawczo-Rozwojowe, Centra Transferu Technologii, itd. - twierdzi Jerzy Toborowicz, konsultant Banku Światowego ds. innowacji i wiceprezes inicjatywy Młodzi Reformują Polskę.
I tak, wysokie wydatki na rozwój mogą zaciemniać prawdziwy obraz nieefektywności innowacji. Po pierwsze, wydatki na tzw. rozwój - co wykazali w swoich badaniach pt. "Money isn’t everything" eksperci firmy konsultingowej Booz Allen Hamilton - nie pozostają w korelacji z innowacjami zakończonymi sukcesem.
Po drugie, wartościowe jest to, co powstaje w trudzie i, o co trzeba się starać. - Nie w wyniku poprawnego wypełnienia formularza według jakiejś spłycającej wszystko scoringowej procedury, lecz wtedy kiedy trzeba udowodnić przed prywatnym inwestorem, że w konkretny projekt warto zaryzykować - wskazuje Ludwik Sobolewski, były prezes GPW.
Rynkowa filtracja
- Wtedy uruchamia się mechanizm rynkowej filtracji i selekcji, i wtedy rośnie odsetek projektów sensownych, które dostają pieniądze, a potem przynoszą zwrot, a maleje tych, które polegają na paleniu pieniędzy bez żadnego efektu i sensu, za to pod modnym hasłem poszukiwania innowacji - dodaje.
Odnośnie interesującej nas tu innowacyjności jako czynnika wzrostu (tworzącego przewagę konkurencyjną), rząd co prawda zakłada, że za niespełna dziesięć lat połowa środków przeznaczanych na działalność B+R będzie pochodzić z budżetu państwa, a reszta od firm.
Obecnie obowiązujący system zachęt sprawia bowiem, że ponad 2/3 nakładów pochodzi z budżetu, a jedynie niespełna jedna trzecia ze środków własnych przedsiębiorstwa. W UE proporcja ta jest odwrotna - ponad 55 proc. środków przeznaczanych na badania i rozwój pochodzi od przedsiębiorców.
Efektywna ulga podatkowa
- Osiągnięcie takiego wyniku nie będzie niestety możliwe bez zmiany finansowania działalności badawczo-rozwojowej, które nadal promuje import innowacji i opiera się na unijnych dotacjach. Tymczasem kraje z naszego regionu wprowadzają rozwiązania zachęcające do prowadzenia prac B+R w kraju, co wyraźnie sprzyja rozwojowi innowacyjnej gospodarki i promuje wzrost zatrudnienia w sektorze naukowo-badawczym. [Widzą to także] Rada UE i KE, które kolejny raz wskazują w rekomendacjach dla Polski "potrzebę przedsięwzięcia dodatkowych środków w celu stworzenia otoczenia biznesu sprzyjającego innowacjom, w tym (…) poprzez (…) dalszy rozwój (…) zachęt podatkowych" - czytamy raporcie firmy Deloitte o innowacyjności w Polsce.
Projekt ustawy utrzymany w podobnym duchu zaproponował Bronisław Komorowski, który chce, by przedsiębiorcy - niezależnie od wyniku działalności badawczo-rozwojowej - mogli odliczać do 120 proc. nakładów poniesionych na badania i rozwój (w przypadku dużych firm) bądź 150 proc. (małe i średnie).
- Kluczowe jest zachęcanie małych i średnich firm do inwestowania w innowacje. Przedsiębiorstwom z sektora MŚP trudno podjąć duże ryzyko, które jest nierozłącznie związane z innowacjami, więc import maszyn z zagranicy i obniżenie sobie kosztów jest dla nich najwygodniejszym rozwiązaniem. Wprowadzanie ulg na finansowanie innowacji, przy jasnych przepisach dotyczących księgowania kosztów badań i rozwoju, jest jednym z kroków w dobrym kierunku - dodaje Jerzy Toborowicz. Warto przy tym zaznaczyć, że znakomita większość inwestycji nad Wisłą realizowana jest przez sektor prywatny (ok. 80 proc.).
Ulgi pomagają zaś firmom podejmować decyzje o zwiększaniu wydatków na innowacyjność bez zbędnej biurokracji oraz planować taką działalność długoterminowo. Ma to tym większe znaczenie, że - jak wynika z kolei z badań Deloitte - w perspektywie 5-letniej (licząc od roku 2014) zwiększenie nakładów na badania i rozwój planuje 61 proc. polskich przedsiębiorstw.
Autor: Michał Wołangiewicz / Źródło: TVN24 Biznes i Świat, Instytut Misesa, Forbes
Źródło zdjęcia głównego: Materiały inwestora