- Mamy do czynienia ze stałą degradacją znaczenia tego, co się nazywa budżetem państwa - powiedział Marcin Zieliński, główny ekonomista FOR komentując podwójne liczenie długu publicznego przez polski rząd. Według różnych metodologii rząd prezentuje różne wyliczenia - jedne na potrzeby krajowe, a drugie na potrzeby sprawozdawczości unijnej. Różnica między nimi wynosi już ponad 321 miliardów złotych.
Rząd Prawa i Sprawiedliwości liczy zadłużenie Polski na dwa sposoby. Według metodologii krajowej oraz według metodologii unijnej, na potrzeby sprawozdawczości przed organami UE. Jak podaje "Rzeczpospolita" różnica między tymi dwoma rodzajami statystyki wyniosła pod koniec marca już około 322 mld zł.
Według polskiej metodologii państwowy dług publiczny wynosi 1209,9 mld zł. Obejmuje on zobowiązania zaciągnięte przez poszczególne jednostki sektora na rynku finansowym. Tymczasem dług EDP (excessive deficit procedure - procedura nadmiernego deficytu), który jest podstawą do obliczenia unijnego kryterium długu oraz uwzględnia sektor rządowy i samorządowy, wynosi 1531,8 mld zł.
Co ważne, zadłużenie wyliczane według metodologii unijnej uwzględnia także fundusze, których formalnie nie ma w budżecie i są poza kontrolą parlamentu. Pieczę nad tymi środkami sprawuje wyłącznie rząd.
Partia się chwali, ale nie ma czym
- Mamy do czynienia ze stałą degradacją znaczenia tego, co się nazywa budżetem państwa - powiedział Marcin Zieliński, główny ekonomista FOR, komentując sytuację przypomina czym jest w istocie budżet państwa. - To jest ten centralny plan finansowy przedstawiany przez rząd i zatwierdzany przez parlament, z którego później rząd na koniec roku się rozlicza - powiedział Marcin Zieliński, główny ekonomista FOR.
Ekonomista przypomniał, że z wynikiem tego budżetu premier jeździł po kraju i opowiadał, że Polska ma mniejszy deficyt, czyli różnicę między dochodami a wydatkami, niż planowano.
- Była planowana, że będzie 30 miliardów, a okazało się, że 12 i premier jeździł z tym wynikiem, opowiadał, że mamy (deficyt - przyp. red) mniejszy niż planowany, naprawiliśmy finanse publiczne. Tak samo prezes Kaczyński opowiadał, że wreszcie zostały naprawione finanse publiczne. Ale tymczasem okazuje się, że to wynika nie z tego, że doszło do zrównoważenia względnego dochodów i wydatków, tylko przez to, że duża część wydatków jest realizowana poza budżetem, mimo że to są wydatki na zadania publiczne - wskazał ekonomista.
CZYTAJ WIĘCEJ: Morawiecki o deficycie budżetowym: 12 miliardów złotych. "Nie jest to prawdziwa liczba">>>
Zieliński wskazał, że to tak jakby przedsiębiorca składał do skarbówki rozliczenie z wykazanym małym dochodem z powodu dużych kosztów, ale w banku, by uzyskać kredyt wykazuje niskie koszty, by był duży dochód, by mieć większą zdolność kredytową.
Skąd 320 miliardów różnicy?
- Tak to wygląda i to pamiętajmy, że jest 320 miliardów na pierwszy kwartał, nie wiadomo, co będzie na koniec roku, bo też z dołączonej do ustawy budżetowej strategii zarządzania długiem wynikałoby, że na koniec roku ta kwota mogłaby być jeszcze o 100 miliardów złotych wyższa - wskazał Zieliński przypominając założenia rządu.
Tłumacząc z czego to wynika ekonomista wskazał, że mamy w Polsce konstytucyjne ograniczenie na wysokość długu.
- Dług publiczny nie może wynieść więcej niż 60 procent PKB, ale mamy też coś, co jest progiem ostrożnościowym 55 procent PKB i jak zostanie ten próg przekroczony, to w kolejnym roku musi być uchwalony budżet bez deficytu. W chwili, gdy wybuchła pandemia, nie wiadomo było jaka będzie sytuacja, rząd postanowił przenieść tę całą pomoc, te wszystkie tarcze, do podmiotów poza budżetem państwa, czyli do Banku Gospodarstwa Krajowego i do Polskiego Funduszu Rozwoju i tam zaczął ten dług rosnąć. Mimo że pandemia się skończyła, to okazało się, że można wykorzystywać te fundusze też do innych celów - wskazał Zieliński.
Zieliński odniósł się także do słów wiceministra Marcina Horały, który powiedział, że rząd niczego nie ukrywa, a wszystkie wskaźniki zadłużenia są jawne.
- Są jawne w tym sensie, że gdzieś tam później są raportowane do Unii Europejskiej i tam rzeczywiście można te wskaźniki poznać. Natomiast wiele z tych elementów po drodze, tak naprawdę na ich temat nie mamy pojęcia, to jest jedno. Ale druga rzecz to jest taka, że rząd jest rozliczany przez parlament z budżetu państwa, nie jest rozliczany z tych wydatków, które są realizowane poza budżetem. Tak jak na przykład Najwyższa Izba Kontroli wskazała w zeszłym roku wydając negatywną opinię (...), że w zeszłym roku mieliśmy 12 miliardów deficytu w budżecie państwa, a jednocześnie tym, co jest unijnym odpowiednikiem mieliśmy deficyt na poziomie 100 miliardów, to jest ogromna różnica - wskazał główny ekonomista FOR.
Źródło: TVN24 Biznes