Mąż wicepremier i minister rozwoju Jadwigi Emilewicz, Marcin Emilewicz jako nieznany politolog trafił do funduszu Polskiego Zakładu Ubezpieczeń z dziesiątkami milionów złotych, teraz ma posadę w Orlenie - pisze poniedziałkowy "Newsweek". "Posługując się insynuacjami, próbuje się zmistyfikować rzeczywistość, odbierając dobre imię moim bliskim - napisała wicepremier w odpowiedzi na publikację tygodnika.
Redaktor naczelny tygodnia "Newsweek" Tomasz Lis w sobotnim wpisie na Twitterze zamieścił zapowiedź nowego wydania gazety, które się ukazało w poniedziałek.
"Rodzina na państwowym"
"W najnowszym Newswewku( wydanie cyfrowe już jutro) o tym jak doskonale od czasu ministerialnej kariery pani Emilewicz, radzi sobie w państwowych spółkach jej mąż. Kolejna PIS/owska rodzina na państwowym. Polecam" - napisał (pisownia oryginalna - red.).
W artykule "Rodzina na państwowym", którego fragment Lis zamieścił na Twitterze, czytamy: "Dzięki koalicji z PiS Jadwiga Emilewicz robi karierę w polityce, a jej mąż sprawdza się w biznesie skarbu państwa. Najpierw nieznany politolog trafił do funduszu PZU z dziesiątkami milionów złotych, a teraz ma posadę w Orlenie".
"Czerwiec 2016 roku. Wicepremier Jarosław Gowin z pompą ogłasza powstanie funduszu inwestycyjnego Witelo pod patronatem resortów nauki i rozwoju. Ma inwestować w czołowe światowe fundusze, a te z kolei mają włożyć pieniądze w polskie startupy. Dzięki temu nasz kraj – jak zapowiada Gowin – ma być 'największym hubem innowacyjności', a 'urzeczywistnienie czwartej rewolucji przemysłowej będzie szybsze, niż się spodziewamy'. Fundusz ma dostać na start pół miliarda złotych, z czego 200 milionów wyłoży PZU" - czytamy w tygodniku.
"O inwestycjach Witelo decydować ma sześcioosobowy komitet selekcyjny. Są w nim m.in. Paweł Surówka, członek zarządu PZU, Marek Dietl, dziś prezes Giełdy Papierów Wartościowych, oraz Marcin Emilewicz – mąż ówczesnej wiceminister rozwoju, jedyny z tej szóstki bez doświadczenia w finansach i inwestycjach. Jest magistrem politologii" - pisze Newsweek.
"Fundusz PZU trudno nazwać sukcesem. Chociaż Witelo zainwestował w dwa znane międzynarodowe fundusze – Atomico i DN Capital – to nie pochwalił się listą polskich start-upów, które dostały wsparcie" - pisze gazeta.
"Dla Emilewicza projekt był przepustką do kolejnych kontaktów z PZU. Pół roku po odejściu z funduszu jego spółka Koza Nostra Studio wzięła udział w konkursie na projekt Centrum Edukacyjno-Prewencyjnego PZU. I wygrała go, dostając 30 tysięcy złotych nagrody i zaproszenie do dalszej współpracy. Na czele PZU stał już wtedy Paweł Surówka, znajomy Emilewicza z Witelo. Emilewicz pytany, czy nie było tu konfliktu interesów, twierdzi, że nie miał nic wspólnego z konkursem, bo ogłoszenie o konkursie znalazła jego wspólniczka, a on nie miał pojęcia, iż złożyła ofertę" - pisze "Newsweek".
Odpowiedź minister
Emilewicz do zarzutów odniosła się w oświadczeniu przesłanym PAP. "Od kilku dni Tomasz Lis zapowiada na Twitterze atak na mnie i moją rodzinę w tygodniku Newsweek. Nie po raz pierwszy redaktor Lis w brzydki sposób uderza w rodziny osób pełniących wysokie funkcje publiczne. Dobrze pamiętamy jego atak na córkę prezydenta Andrzeja Dudy" - pisze wicepremier. "Tym razem – w charakterystyczny dla siebie sposób - próbuje pokazać w krzywym zwierciadle moją rodzinę. Nie mam problemu, z tym że moja działalność polityczna jest przedmiotem krytyki. Takie są reguły tej gry. Jednak kiedy ktoś – z braku innych zarzutów – próbuje poniżać najbliższych mi ludzi, burzy się we mnie wszystko i nie mogę tego zostawić bez odpowiedzi" - dodaje. Jak podkreśla, "jest to dla mnie tym bardziej bolesne, że mój mąż, który znakomicie radził sobie zawodowo, zanim prawica doszła w Polsce do władzy, od kiedy weszłam do rządu, ma znacznie ograniczone możliwości właśnie dlatego, by nie być oskarżanym o korzystanie z mojej pozycji politycznej". "Mamy świadomość tego, że zaangażowanie w życie publiczne wiąże się z wieloma ograniczeniami nie tylko dla polityka, ale przede wszystkim dla jego najbliższych. Bycie partnerem aktywnego polityka znacząco zawęża też przestrzeń aktywności zawodowej. Współmałżonek polityka ciągle jest na cenzurowanym – niemal każda jego aktywność może budzić zastrzeżenia. Praca w spółce skarbu państwa rodzi podejrzenia, że otrzymano ją 'po znajomości', a nie dzięki kompetencjom, własna firma – na pewno żeruje na rządowych zamówieniach i z pewnością omijają ją kontrole. Praca w zagranicznym koncernie może prowokować zarzuty o konflikt interesów, a praca naukowa - podejrzenie o korzystanie z państwowych grantów" - czytamy w oświadczeniu. Emilewicz zaznacza przy tym, "mój mąż odmówił kilku ciekawym propozycjom pracy z prywatnych podmiotów właśnie dlatego, by nie budzić tego rodzaju podejrzeń". "Przyjmujemy tę sytuację z pokorą i zrozumieniem, ale nie mogę milczeć, kiedy posługując się insynuacjami, próbuje się zmistyfikować rzeczywistość, odbierając dobre imię moim bliskim. Nie mamy sobie nic do zarzucenia i nic do ukrycia, dlatego spotkaliśmy się z autorami tekstu i odpowiedzieliśmy na wszystkie ich pytania. Niestety – trudno jest uniknąć wrażenia - że tekst miał z góry założoną tezę, a podane przez nas fakty nie miały dla wymowy artykułu żadnego znaczenia" - napisano. "Chcę jasno podkreślić: Nie mamy wątpliwości, że dziennikarze mają prawo zadawać pytania politykom, a wszelkie obszary aktywności życia polityków powinny być transparentne. Zgadzamy się na takie zasady, decydując się na aktywność publiczną" - podkreślono. Wicepremier zaznacza także w oświadczeniu, że "zawsze kierowaliśmy się uczciwością i dbaliśmy o transparentność naszego życia zawodowego, a każde z nas swoją zawodową karierę zawdzięcza tylko i wyłącznie sobie". "Stan naszego majątku jest powszechnie znany, gdyż ze względu na to, że nie mamy rozdzielność majątkową, jest on publikowany w ogólnie dostępnym oświadczeniu. Mamy swoją historię zawodową, która zaczęła się przed zwycięstwem Zjednoczonej Prawicy w 2015 r. Marcin Emilewicz zaczął pracę w spółce skarbu państwa na ponad dwa lata przed zwycięstwem prawicy nie dlatego, że jest czyimś mężem czy znajomym, ale dlatego, że jest dobrym fachowcem" - stwierdza. Dlatego - jak napisała Emilewicz - "aby nie budzić żadnych wątpliwości, postanowiliśmy opublikować informacje o wszystkich aktywnościach zawodowych w ostatnich latach mojego męża, Marcina Emilewicza".
Praca Marcina Emilewicza
Z informacji dołączonych do oświadczenia wynika, że Emilewicz współpracę z Grupą Azoty rozpoczął w marcu 2013, czyli - jak zaznaczono - przed dojściem do władzy Zjednoczonej Prawicy, a pracował w niej do marca 2017 roku jako doradca ds. europejskich, a później specjalista w departamencie strategii i rozwoju. Z Grupy odszedł - jak podano - w 2017, po przejściu spółki pod nadzór Ministra Rozwoju, w którym wiceministrem była Jadwiga Emilewicz. "Powodem odejścia było właśnie chęć uniknięcia zarzutu o konflikt interesu, ponieważ jego żona pełniła funkcję wiceministra rozwoju" - zaznaczono. Następnie Marcin Emilewicz - jak podano - zasiadał w Komitecie Selekcyjnym Funduszu Witelo w Grupie PZU - od marca 2017 do maja 2018 r. "Propozycja ta wynikała z doświadczenia w pracy dla instytucji europejskich" - podkreślono. " Fundusz Witelo chciał pozyskiwać środki z Europejskiego Funduszu Inwestycyjnego. Zadaniem Komitetu była analiza i ocena potencjalnych inwestycji funduszu w renomowane światowe fundusze typu venture capital. Ostateczne decyzje kolektywnie podejmowali członkowie Komitetu. Wynagrodzenie z tytułu zasiadania w komitecie wynosiło 4 tys. zł brutto miesięcznie" - napisano. Od grudnia 2017 Marcin Emilewicz związany jest zawodowo z PKN ORLEN. "Pracę eksperta w biurze zarządzania ryzykiem regulacyjnym uzyskał w wyniku kilkuetapowej rekrutacji. Na stanowisku tym był odpowiedzialny za obszar regulacji europejskich związanych z przemysłem chemicznym, korzystając ze swoich poprzednich doświadczeń zawodowych" - czytamy w oświadczeniu.
Koza Nostra Studio
Emilewicz - jak napisano - jest wspólnikiem spółki Koza Nostra Studio, jednak od połowy 2017 nie angażuje się w jej działalność. "Od końca ubiegłego roku wspólnicy uzgadniają warunki zbycia lub umorzenia jego udziałów" - podkreślono.
W dalszej części przekazano informacje dotyczące działalności spółki Koza Nostra Studio, które zajmuje się kompleksowym projektowaniem wystaw muzealnych i w ciągu swojej działalności spółka zrealizowała tylko jedno zlecenie dla placówki podległej wyłącznie MKiDN – Muzeum Narodowego w Krakowie. Było to - jak czytamy - w 2017 r., kiedy zaprojektowała ona czasową wystawę "Damy z gronostajem". "Całkowity przychód z tej realizacji wyniósł 8943,08 zł + VAT" - podano.
Przytoczono również informacje, z których wynika, że Koza Nostra Studio, tworząc konsorcjum z pracownią BDR Architekci, wzięła udział w konkursie na wystawę stałą Muzeum Dom Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej, które jest instytucją wspólną Miasta Ostrów Mazowiecka i MKiDN. "Przedstawiona praca zajęła I miejsce w konkursie i konsorcjum podpisało umowę na realizację projektu. Całkowita wartość umowy dla spółki wyniosła 48780,49 zł + VAT, z czego całkowity koszt przygotowania projektu to 43822 zł. Zysk spółki z tytułu wygrania tego konkursu wyniósł ok. 5 tys. zł" - czytamy. Podkreślono przy tym, że przewodniczącym sądu konkursowego był architekt Maciej Miłobędzki z JEMS Architekci, który - jak podano - swoją opinię nt. wyselekcjonowanej pracy zdecydował się opublikować po zarzutach postawionych wobec transparentności konkursu w dzienniku "Fakt". Ponadto spółka była także jednym z dwóch podmiotów, które ex aequo wygrały konkurs na projekt dla PZU. "Nagroda w konkursie wyniosła 30 tys. zł. Taką samą nagrodę otrzymała firma ART.FM. Koszt przygotowania pracy na dwuetapowy konkurs przewyższył wartość nagrody. Spółka nie odnotowała z tego żadnego zysku i nie kontynuowała współpracy przy tym projekcie, w związku z czym nie pobierała od PZU żadnego wynagrodzenia" - podano. "Koza Nostra Studio nie otrzymała nigdy żadnego zlecenia z wolnej ręki. Zawsze startowała w konkursach lub odpowiadała na zapytania o cenę" - podkreślono i dodano, że spółka realizuje zlecenie głównie dla podmiotów samorządowych oraz prywatnych, które w żaden sposób nie podlegają administracji rządowej. "W większości przypadków są to jednostki podległe władzom samorządowym reprezentującym różne opcje polityczne, a decyzje podejmują niezależne komisje, w których skład wchodzą znani architekci, artyści i muzealnicy" - podkreślono.
Źródło: PAP/Newsweek