Średnio 36 dni czeka się na informację, czy w owocach lub warzywach nie pozostało zbyt dużo szkodliwej chemii - wynika z raportu Najwyższej Izby Kontroli. Długie oczekiwanie na wyniki badań niesie za sobą ryzyko, że takie produkty dawno zostaną sprzedane, a nawet zjedzone.
W okresie objętym kontrolą, czyli latach 2016-2018, długi czas badań dotyczył zarówno warzyw i owoców przeznaczonych do długiego przechowania, jak i tych, których termin przydatności do spożycia był bardzo krótki, na przykład owoców miękkich. Z raportu NIK wynika, że badanie pobranej z pola próbki czarnej porzeczki trwało 26 dni, truskawki - 43 dni, maliny - 46 dni, jabłka - 70 dni. Na wynik badania próbki marchwi oczekiwano 55 dni, korzenia pietruszki - 58 dni, rukoli - 63 dni, a sałaty aż 84 dni.
W okresie objętym kontrolą średni czas oczekiwania na informację, czy w owocach lub warzywach nie pozostało zbyt dużo szkodliwej chemii, wynosił średnio 36 dni.
- Jeżeli taka próbka została pobrana w tym momencie, kiedy kupimy, a dopiero mniej więcej po miesiącu mamy wyniki, to te pomidory lądują już w naszym żołądku - mówi Katarzyna Bosacka, autorka programu "Wiem, co jem".
Badanie płodów rolnych
NIK podkreśliła, że długi czas oczekiwania na wyniki badań próbek płodów rolnych w praktyce uniemożliwiał Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa wydanie ewentualnego zakazu przeznaczania do spożycia i wprowadzania do obrotu płodów rolnych, gdyby zawierały pozostałości środków ochrony roślin. W efekcie w ciągu trzech lat, od 2016 do 2018 roku, organy PIORiN wydały tylko jedną taką decyzję.
"Dlatego też w większości przypadków płody rolne zostały zebrane i wprowadzone do obrotu jako żywność jeszcze w czasie trwania badań, przy czym płody rolne z krótkim terminem trwałości zostały sprzedane, często bez możliwości identyfikacji konsumentów" - czytamy.
Na producentów rolnych nakładano jedynie mandaty karne w wysokości od 50 do 500 złotych - średnio około 290 złotych. NIK zwróciła uwagę, że już w 2016 roku Główny Inspektor Ochrony Roślin i Nasiennictwa wskazywał, że "mandat w wysokości 50-100 zł nie jest karą ani skuteczną, ani adekwatną".
A chemia w polskim rolnictwie jest. W latach 2016-2018 organy Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa pobrały do badań łącznie blisko 9,5 tysiąca próbek płodów rolnych. Według NIK, przekroczenia norm nie zdarzają się nagminnie. W 52 procent próbek płodów rolnych, czyli 4901 próbek, zidentyfikowano pozostałości środków ochrony roślin. W przypadku 4 procent takich próbek, czyli 195 próbkach, środki te przekraczały najwyższy dopuszczalny poziom.
- Ogromna większość tych próbek zawiera poniżej limitowe zawartości tychże związków, ale mamy w pozostałości trzech, czterech, pięciu, a nawet 10 różnych związków. NIK nie bada, jak działają te mieszaniny - mówi prof. Ewa Rembiałkowska z Forum Rolnictwa Ekologicznego im. Mieczysława Górnego.
Według NIK na czas realizacji badań na obecność pozostałości środków ochrony roślin miały wpływ między innymi: liczba stosowanych metod badawczych do analizy próbki, brak nowoczesnej aparatury, a także awarie sprzętu.
Chemia w żywności
Użycie środków ochrony roślin pozwala na uzyskanie większych plonów. - Mamy lepszy zbiór, mamy zbiór, który się nie psuje, nie mamy żadnych zgnilizn - wyjaśnia Katarzyna Bosacka. Dodaje, że "jabłka w sezonie średnio są pryskane 26 razy".
Ewa Rembiałkowska podkreśla, że gwarancją bezpiecznej żywności może być zielony liść z 12 gwiazdkami, symbol certyfikowanego rolnictwa ekologicznego. Zdaniem Rembiałkowskiej, to obecnie najbezpieczniejsza metoda produkcji rolniczej, która zabezpiecza konsumenta przed wpływem tychże związków na organizm. - Zawartość pestycydów, herbicydów, nawozów sztucznych musi wynosić zero procent - wtóruje Katarzyna Bosacka.
Coraz więcej osób szuka takich produktów, głównie ze względów zdrowotnych. Bo chemia w jedzeniu to ryzyko wielu chorób. - Układu rozrodczego, zakłóca układ hormonalny, zakłóca rozwój psychomotoryczny dzieci, powodują również choroby nowotworowe - tłumaczy Ewa Rembiałkowska.
Najnowsza ambitna strategia Komisji Europejskiej zakłada, że w najbliższej dekadzie jedną czwartą europejskich gruntów rolnych mają zapełnić gospodarstwa ekologiczne. Zużycie pestycydów ma zaś spaść o połowę.
Wnioski
Najwyższa Izba Kontroli we wnioskach pokontrolnych zwróciła się z apelem do premiera o podjęcie działań legislacyjnych zmierzających do wprowadzenia do Ustawy o środkach ochrony roślin obowiązku dokumentowania sprzedaży środków ochrony roślin użytkownikom profesjonalnym.
Ponadto zaapelowała do ministra rolnictwa oraz Głównego Inspektora Ochrony Roślin i Nasiennictwa o podjęcie działań w celu skrócenia czasu badania próbek płodów rolnych oraz żywności na zawartość środków ochrony roślin, a także przyjęcie procedur określających wszystkie etapy oraz metodykę postępowania z próbkami płodów rolnych.
NIK chciałaby również, aby wojewodowie zapewnili środki finansowe na restrukturyzację laboratoriów wojewódzkich stacji sanitarno-epidemiologicznych w zakresie uzupełnienia ich wyposażenia w sprzęt służący do badania pozostałości pestycydów w żywności.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock