Prąd jest coraz droższy, ale co się na tak wysokie stawki składa? Rząd przekonuje, że to unijne regulacje odpowiadają za ponad połowę sumy z naszych rachunków. Na rządową kampanię z kalkulatorem w ręku i krytycznym okiem spojrzeli eksperci. Materiał Tomasza Pupca.
Na taką informację możemy trafić, próbując uregulować rachunek za prąd, sprawdzając korespondencję z dostawcą energii, czy nawet spacerując po mieście. - Za niemal sześćdziesiąt procent ceny prądu ma odpowiadać Unia Europejska - przekonywał też sam premier.
Ceny prądu 2022. Czy za wzrost odpowiadają koszty emisji CO2?
- Każdy Polak ma prawo poznać prawdę. Ponad 50 procent, dzisiaj to już zdaje się ponad 60 procent ceny - to koszt emisji CO2, czyli koszt polityki klimatycznej Unii Europejskiej - mówił w styczniu szef polskiego rządu.
Problem w tym, że to nieprawda. Za wyliczenia zabrali się eksperci z Forum Energii i portalu Wysokie Napięcie. I jakby nie liczyć, koszt uprawnień do emisji dwutlenku węgla na naszym rachunku za energię to nie sześćdziesiąt, a około dwudziestu procent.
- Jest to jedna wielka manipulacja. To, co tam jest podane, ma typowo wytłumaczyć wzrosty cen energii dla Kowalskiego, które nijak się mają z tym, jak wyglądają opłaty - powiedział Maciej Wereszczyński ze Związku Stowarzyszeń Polska Zielona Sieć.
Co ciekawe, na grafikach prezentowanych przez największe państwowe spółki energetyczne próżno szukać kosztu węgla, z którego prąd jest produkowany. Jest tylko tajemnicza pozycja "koszty pozostałe".
- Tej informacji zdecydowanie brakuje, bo my za węgiel płacimy wielokrotnie. Płacimy zarówno wspierając elektrownie węglowe w rynku mocy, wspieramy też finansując górnictwo, no i później paradoksalnie płacimy też koszty uprawnień do emisji CO2 - tłumaczyła prezes zarządu Forum Energii Joanna Maćkowiak-Pandera.
To prawda, że w ramach polityki klimatycznej każde unijne państwo za każdą tonę dwutlenku węgla wyemitowaną do atmosfery, musi zapłacić. I to prawda, że ceny tych uprawnień rosną w szybkim tempie, bo dziś to już niemal sto euro za tonę.
- Jeżeli my się nie będziemy uwalniać od tych paliw kopalnych, stopniowo przechodząc na czyste źródła, to będziemy też tracić naszą niezależność energetyczną - podkreślała Joanna Maćkowiak-Pandera.
Problem w tym, że polski, tak jak każdy unijny rząd - już lata temu doskonale zdawał sobie z tego sprawę, bo właśnie o to chodzi w całym systemie limitów emisji.
- Celem jest zachęcenie krajów unijnych do zmniejszania emisyjności gospodarek, energetyki, różnych branż gospodarki - powiedział Daniel Czyżewski z portalu Energetyka24.com.
Kto otrzymuje pieniądze z handlu emisjami?
To prawda, że zgodę na przystąpienie Polski do systemu ograniczeń emisji wydał rząd Platformy Obywatelskiej, ale na ostatnie zaostrzenie polityki klimatycznej zgodę wydał rząd Prawa i Sprawiedliwości.
- Musimy jako Polska zagwarantować sobie jak najwięcej środków, aby ta transformacja energetyczna, transformacja klimatyczna, nie była kosztem, tylko szansą - mówił premier w sierpniu 2021 roku.
Największym beneficjentem systemu handlu uprawnieniami wcale nie jest Bruksela, tylko polski rząd. W ciągu niecałej dekady zainkasował z tego tytułu sześćdziesiąt miliardów złotych.
- Ta kwota trafia do polskiego budżetu po to, żeby zostać redystrybuowana na inwestycje związane z dekarbonizacją - mówił Maciej Wereszczyński.
I wiadomo, że z tych sześćdziesięciu miliardów złotych polski rząd zainwestował w odnawialne źródła energii zaledwie jeden.
- Te pieniądze w budżecie rzeczywiście jeszcze powinny być i powinny być wydane na dekarbonizację, ale jeśli chodzi o kontrolę tego, no to informacji konkretnych na ten temat nie mieliśmy - powiedział Daniel Czyżewski. Na pewno nie trafiły na budowę elektrowni wiatrowych, bo od 2016 roku praktycznie nie wybudowano żadnej nowej.
Utrudnienia dla OZE
Po objęciu władzy przez polityków "dobrej zmiany" przeforsowano przepis, dzięki któremu instalowanie elektrowni wiatrowych na lądzie jest praktycznie niemożliwe, choć dzisiaj prąd wytwarzany w takich elektrowniach jest trzykrotnie tańszy, niż ten wytwarzany z węgla czy gazu.
- Szacujemy, że wciągu 10 lat jesteśmy w stanie wybudować 10 GW nowych źródeł wiatrowych. To zastrzyk dla polskiej gospodarki na poziomie nawet 130 miliardów złotych. Bez zmian prawnych nie będzie możliwości rozwoju nowych projektów - ocenił Piotr Czopek z Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej. Podobny los spotyka teraz fotowoltaikę. Dotąd właściciele instalacji mogli wysłać wyprodukowane nadwyżki energii do sieci i niemal całość odebrać w bardziej pochmurne dni, ale ze względu na przestarzałe sieci przesyłowe od tego roku żaden nowy prosument takiej możliwości nie ma.
- Żadna kampania billboardowa nie spowoduje, że ceny na rynku energii będą niższe - zwrócił uwagę Piotr Czopek. Efekt tej polityki najlepiej widać w rubryce "do zapłaty" w comiesięcznym rachunku za prąd.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock