Nie można mówić, że wszystko jest okej. Energia elektryczna, paliwa płynne, gaz, to są dobra deficytowe. W każdej chwili może mam ich zabraknąć z różnych powodów, bo wystarczy, że będzie awaria. Żyjemy w warunkach bezustannego zagrożenia - ocenił w rozmowie z TVN24 Biznes Marek Kossowski, były prezes PGNiG.
Premier Mateusz Morawiecki we wtorek podczas symbolicznego uruchomienia gazociągu Baltic Pipe mówił, że "rozpoczynamy nową epokę: epokę suwerenności energetycznej". W sobotę gazociągiem zaczął płynąc gaz do do Polski. Baltic Pipe to jeden z flagowych projektów rządu, który ma Polsce zapewnić bezpieczeństwo energetyczne oraz pełną niezależność od gazu z Rosji.
- Nie można mówić, że wszystko jest okej, powinniśmy położyć ogromny akcent na oszczędzanie. Jarosław Kaczyński stwierdził, że trzeba palić czym się da, a ja uważam, że powinniśmy oszczędzać gdzie się da i na czym się da. Energia elektryczna, paliwa płynne, gaz, to są dobra deficytowe. W każdej chwili może mam ich zabraknąć z różnych powodów, na przykład wystarczy, że będzie awaria. Żyjemy w warunkach bezustannego zagrożenia - stwierdził w rozmowie z TVN24 Marek Kossowski, były prezes PGNiG, i wyjaśnił, że jest to związane z kompletną blokadą dostaw gazu rosyjskiego do Europy.
Mamy monopol państwowy
Ocenił, że "będzie ciężko, bo brak 150 miliardów metrów sześciennych gazu, które były dostarczane na unijny rynek musi spowodować sytuacje dużego napięcia na rynku".
Dodał, że Polska w gronie kupujących gaz nie jest na uprzywilejowanej pozycji. Firmy i ich handlowcy, którzy kupują gaz z krajów takich jak Niemcy, Francja, Holandia, Włochy, Austria są lepiej skomunikowani z dostawcami.
- Mają perfekcyjnie przygotowane służby handlowe. Polska nie ma takich kompetencji. U nas w kraju brakuje firm handlujących gazem, gdyż panuje monopol państwowy, i na rynku wewnętrznym, i w handlu z zagranicą. Dziś może to mieć mniejsze znaczenie, ale w sytuacji, gdy przyjdzie czas normalniejszego funkcjonowania rynku, to tamte państwa dużo szybciej wyjdą z kłopotów generowanych przez niestabilny rynek gazu - stwierdził Kossowski.
Były szef PGNIG tłumaczył, że przy tak dużym deficycie poszukiwanego produktu słabsi gracze wypadają z rynku.
- Firmom i ich handlowcom z Niemiec, Francji, Austrii jest bliżej do dostawców z Algierii, Kataru, Norwegii. Im nawet z Amerykanami łatwiej będzie się dogadać. To nie politycy sprzedają gaz, nie prezydent Stanów Zjednoczonych, tylko firmy. Oczywiście politycy mogą bardzo pomóc, ale to handlowcy odpowiadają nawet za 80 procent sukcesu ze zdobycia określonego towaru - wyjaśnił.
"Bez oszczędności może być kłopot dla części odbiorców"
W rozmowie z TVN24 Biznes Marek Kossowski zwrócił uwagę, że z komunikatów PGNiG wynika, że przez Baltic Pipe w 2023 roku będzie możliwe sprowadzenie 6,3 mld metrów sześciennych gazu. Na to składa się 2,4 miliardy metrów sześciennych kontraktu z Norwegami (Grupą Equinor).
- Norwedzy zawsze sprzedają ze zdolnościami przesyłowymi, więc nie powinno być żadnych problemów. Reszta z tych 6,3 miliardów metrów sześciennych jest naszym wydobyciem na platformach, w których mamy udziały. Wydobywamy na Morzu Północnym 3 miliardy metrów sześciennych, może w przyszłym roku będzie trochę więcej. Do tego dojdzie 6,5 miliardów metrów sześciennych z terminala (LNG w Świnoujściu - red.), czyli to w sumie daje nam 13. Do tego dodajmy wydobycie krajowe około 4. Suma to około 17. W Polsce potrzebujemy od 20 miliardów metrów sześciennych, więc brakuje nam 3. Chyba, że zrobimy 15 procentowe oszczędności i wtedy się zbilansujemy - stwierdził były szef PGNiG.
- Bez tego działania, i podażowego (zwiększenie ilości przesyłanego gazu - red.) i bez oszczędności może być kłopot dla części odbiorców - dodał.
Na pytanie, jak możemy oszczędzać, podał przykłady w sektorze budowlanym, "gdzie mamy ogromne straty z nieszczelnych na każdy możliwy sposób obiektów, np. nieocieplone ściany, dachy, nieszczelne okna i drzwi".
- Dotyczy to i starych obiektów, ale o dziwo i nowych. Dlatego konieczne są certyfikaty dopuszczenia do eksploatacji dla nowych obiektów oraz stopniowe modernizowanie starych obiektów. Kolejny sektor to transport, bo stare samochody w ogromnej ilości rekordowo zużywają paliwo. Ważna jest też optymalizacja transportu, ograniczenie transportu samochodami osobowymi w miastach - zauważył.
Podał również, że "jest możliwe ograniczenie strat w przesyle energii elektrycznej i dystrybucji, dzięki modernizacji sieci i całej infrastruktury sieciowej. Ważne jest też ograniczenie strat w użytkowaniu energii elektrycznej przez konsumentów indywidualnych i w firmach, w obiektach publicznych".
Przyszłość: stagflacja
Marek Kossowski stwierdził, że sektor chemiczny będzie miał ogromne problemy, jeśli ceny utrzymają się na tak wysokim poziomie. - Tu zapotrzebowanie na gaz jest na ponad 3 miliardy metrów sześciennych, co oznacza, że produkty końcowe mogą być za drogie na ostatecznego konsumenta. To przełoży się na zamykanie linii produkcyjnych, zwolnienia, a może nawet zamykanie całych fabryk - podkreślił.
- Jeżeli sytuacja będzie się utrzymywać, to będzie to coraz bardziej bolesne dla większych grup społecznych, czyli realne ubożenie, utrata oszczędności, pojawienie się zjawiska bezrobocia, kolejna fala emigracji najbardziej wartościowych osób, odpływ inwestycji i tak bardzo mizernych. W rezultacie recesja, stagflacja - ocenił.
Zauważył, że sytuacja napięć na rynku europejskim nie wskazuje na to, żeby ceny gazu radykalnie i szybko się zmniejszyły.
- Warto podkreślić, że duży wpływ na koszty ma kurs złotego. Gaz, ropę kupujemy za dolary, a dziś jeden dolar to 5 złotych. Jeszcze kilka miesięcy temu, to było niespełna 4 złote. Mamy ponad 25 procent w plecy - wyliczył.
Jednocześnie otwarte pozostaje pytanie, dlaczego kontrakt z Norwegami na dostawy gazu nie został podpisany wcześniej, przy innych poziomach cen.
- Rząd był przecież świadomy tego, że od dłuższego czasu, kończy nam się kontakt dostaw z Rosji. Obecna sytuacja sprawia, że kupujemy gaz bardzo drogi, dużo droższy niż na przykład dwa lata temu. Wtedy trzeba było dogadać się z Norwegami. Gdybyśmy kontraktowali gaz wtedy, kiedy nie było wojny w Ukrainie, to z pewnością warunki byłyby lepsze - powiedział.
Źródło: TVN24 Biznes
Źródło zdjęcia głównego: KELENY / Shutterstock