Zawarcie polsko-rosyjskiej umowy gazowej wciąż się ślimaczy, jednak rosyjscy eksperci rynku gazowego są przekonani, że generalnie będzie ona sukcesem dla Gazpromu. Stawiają wręcz pytania, czy w kształcie jaki się rysuje, umowa w ogóle jest Polsce potrzebna.
Po czwartkowych negocjacjach w Warszawie ogłoszono, że wbrew zapowiedziom umowa nie zostanie podpisana, a po 5 grudnia w Moskwie ma odbyć się kolejna tura negocjacji. w tej sprawie.
Uczestnicząca w rozmowach wiceminister gospodarki Joanna Strzelec-Łobodzińska stwierdziła, że dotąd zostało uzgodnionych "90 procent zagadnień". Także wiceprezes Gazpromu Alekandr Miedwiediew uznał, że w najważniejszych kwestiach porozumienie zostało osiągnięte, a do ustalenia pozostały tylko sprawy formalne.
"Kommiersant" się dziwi
Relacjonując wyniki warszawskich rozmów rosyjscy dziennikarze gospodarczej gazety "Kommiersant" piszą, że na nowych ustaleniach zyska przede wszystkim Gazprom. Wskazują tu zwłaszcza zapowiedź nowego podziału udziałów w eksploatującej polski odcinek rurociągu jamalskiego spółce EuRoPol Gaz, skąd ma zostać wyeliminowana firma Gas Trading, powiązana z Aleksandrem Gudzowatym. To spełnienie postulatu publicznie zgłoszonego przez premiera Władimira Putina w czasie jego wrześniowej wizyty w Polsce.
W artykule cytują też opinię szefa firmy East European Gas Michaiła Korczemkina, który wskazuje, że już samo wyeliminowanie pośrednika w handlu gazem z Polską, jakim była firma RosUkrEnergo, da dodatkowe wpływy Gazpromowi. - Handel stanie się bardziej przezroczysty. W układzie z udziałem RosUkrEnergo akcjonariusze Gazpromu tracili połowę zysków na rzecz pana Fistasza - stwierdza Korczemkin. Dmitrij Fistasz to główny udziałowiec RosUkrEnergo, firmy która do ostatniej zimy dostarczała 2,3 mld m.sześc. gazu rocznie.
Korczemkin zastanawia się jednak, Polsce długoterminowe porozumienie radykalnie zwiększające import rosyjskiego gazu w ogóle jest potrzebne. Ekspert przypomina, w Świnoujściu rozpoczyna się budowa gazowego terminalu, który na początek ma przyjmować 3,5 miliarda m. sześc. gazu rocznie, z możliwością zwiększenia zdolności przeładunkowych do 10,5 miliarda. Wskazuje też, że firma ConocoPhilips przystąpiła do oceny możliwości.
Po co to Polakom?
W osobnym artykule, także na łamach piątkowego "Kommiersanta", inny ekspert Michaił Krutichin stwierdza, że wokół polsko-rosyjskiego porozumienia wciąż jest więcej pytań, niż odpowiedzi. Także on za główną zagadkę uważa kwestię, po co w ogóle Polsce nowa umowa z Gazpromem.
Jego zdaniem Warszawa ma duże możliwości nacisku na Gazprom, tymczasem wydaje się dobrowolnie z nich rezygnować. Zwraca uwagę, że nasz kraj ma duże zasoby węgla i nie jest zbyt mocno uzależniony od importu gazu, który w bilansie energetycznym kraju zajmuje nie więcej niż 18 procent. Także ten ekspert przypomina o budowie gazoportu w Świnoujściu,
Jak wylicza, europejscy klienci Gazpromu obecnie płacą po 180 dolarów za tysiąc m. sześc. gazu przesyłanego rurociągami. Ta sama ilość gazu w Zatoce Perskiej kosztuje 120 dolarów. Kriutichin uważa, że Polska koncentrując się na imporcie skroplonego gazu mogłaby wręcz stać się konkurentem Gazpromu, sprzedając to paliwo w centralnej i wschodniej Europie.
Kriutichin - partner i analityk agencji RusEnergy - dziwi się też, że strona polska tak łatwo zgodziła się na wyeliminowanie Aleksandra Gudzowatego z EuRoPol Gazu. Przypomina on, że Gudzowatego "wstawiły tam" poprzednie władze Gazpromu z czasów Rema Wiachiriewa, i polski biznesmen zawsze na początku głosował tak jak Gazprom. Później jednak zmienił on front i strona rosyjska zaczęła naciskać na jego wyeliminowanie.
Tak czy owak wygranym nowego porozumienia będzie Gazprom, a opozycji w Warszawie pozostanie tylko snuć przypuszczenia o innych, pozaekonomicznych motywach postępowania władz w rozmowach z rosyjskim gigantem - kończy swój komentarz Michaił Krutichin.
Źródło: kommersant.com
Źródło zdjęcia głównego: TVN24