Emisja obligacji emerytalnych - to pomysł, jaki rządowi przedstawiła Rada Gospodarcza przy premierze. Rada przygotowała 7 alternatywnych scenariuszy zmian w systemie emerytur. Dwa z nich zakładają emisję obligacji kierowanych do OFE. - To kompletny nonsens, żeby jeden dług zastąpić innym długiem - mówią eksperci. I dodają, że przyszli emeryci na tym sporo stracą.
Dziś każdy Polak do systemu emerytalnego wpłaca 19,5 procent swojej pensji. 12,2 procent tej składki idzie do ZUS-u, a 7,3 proc. do Otwartych Funduszy Emerytalnych. Ale te 12 proc. to za mało, żeby ZUS-owi starczyło na wypłatę obecnych emerytur. Budżet więc musi do nich dopłacać.
W scenariuszu prostszym państwo emituje obligacje emerytalne indeksowane wzrostem gospodarczym Polski i przekazuje je do OFE zamiast transferu składki przez dwa lata po wejściu zmian w życie. Zarządzający OFE mieliby prawo płacić obligacjami za akcje prywatyzowanych spółek Skarbu Państwa.
Inny scenariusz przewiduje, że obligacja emerytalna odpowiadałaby 4,3 proc. składki, a gotówka 3 proc. Wtedy potrzeby pożyczkowe państwa zmniejszyłyby się o 13 mld zł rocznie.
23 mld zł oszczędności?
Rada Gospodarcza Przy Premierze wyliczyła, że taki scenariusz przyniósłby finansom publicznym redukcję deficytu i potrzeb pożyczkowych o 23 mld zł rocznie. Za wadę rozwiązania Rada wskazuje konieczność wprowadzenia zupełnie nowego i skomplikowanego instrumentu finansowego.
Mechanizm obecnie jest taki, że OFE dostają od państwa gotówkę, za które mogą kupować co chcą, zgodnie z obowiązującymi ustawowo limitami. Mogą być to obligacje polskiego rządu, akcje polskich firm, bądź w bardzo ograniczonym zakresie akcje notowane w państwach OECD. Żeby przekazać gotówkę OFE rząd musi się zapożyczyć emitując obligacje.
Budżet oszczędzi, emeryt straci
Nowe obligacje przekazywane OFE mają być oprocentowane w wysokości rocznego wzrostu gospodarki. I tu pojawiają się dodatkowe oszczędności rządu. Tylko, że są one równoznaczne ze stratami przyszłych emerytów. Dlaczego? Bo - dla przykładu - w tym roku polska gospodarka urośnie o około 3,5 proc. i taką "premię" dostanie przyszły emeryt. Tymczasem jednak rządowe 10-letnie obligacje rynkowe oprocentowane są na 5,77 proc. A więc emeryt straci w tym roku 2,27 proc.
2,27 proc. rocznie to niby niewiele, ale jeśli tak będzie przez 30 lat?
- Gdyby na przykład 60 proc. transferów (do OFE) było w formie obligacji emerytalnych, a 40 proc. w gotówce, za które OFE kupowałyby np. akcje, OFE nie mogłyby skorzystać z innych papierów dłużnych, które mogą dać wyższą stopę zwrotu, niż papiery skarbowe. Będą na tej części mniej zarabiały. Nawet gdyby zlikwidowano cześć opłat i prowizji od tych 60 proc., to i tak efekt dla emeryta mógłby być gorszy niż w obecnej sytuacji - mówi o pomyśle Rady Wiktor Wojciechowski, ekonomista i członek zarządu fundacji FOR.
Czy pieniądze emerytów zje inflacja?
Co więcej, jako realny zwrot z inwestycji przyjmowany jest zazwyczaj wskaźnik rocznego wzrostu PKB plus roczna inflacja. Ten wskaźnik w tym roku przekroczy zapewne 6 proc. A więc to, co dostanie emeryt w przyszłości nie będzie brało pod uwagę "zjadania" wartości pieniądza przez inflację. Tak na przykład było w zeszłym roku, kiedy stopa inflacji była wyższa od wskaźnika wzrostu PKB.
Ministerstwo Finansów oświadczyło w środę, że prognozuje, iż w latach 2015-20 polskie PKB będzie rosło średnio w tempie 3,4 proc., a w latach 2021-2030 obniży się średnio do 3 proc. Jeżeli odjąć od tego utratę wartości pieniądza spowodowaną inflacją 2,5 proc. rocznie (taki jest obecnie cel RPP, jaki będzie za 10 lat nie wiadomo), to środki przyszłego emeryta będą realnie rosnąć o 0,5 proc. rocznie. A to już obala zupełnie sens takiego obowiązkowego "inwestowania". Aktoalne oprocentowanie 10-letnich obligacji pomniejszone o inflację daje 3 proc. zysku rocznie.
Zamienimy jeden dług na inny
Wojciechowski dodaje, że ideą OFE było to, iż inwestować one będą dla przyszłych emerytów zgromadzone oszczędności. To, co dzieje się teraz, jest sprzeczne z ideą systemu.
- Jeżeli te transfery (...) mają być finansowane przez obligacje emerytalne, to oznacza to, że w dalszym ciągu będziemy finansować system nie przez oszczędności. To będzie zmiana jednego długu na inny. Założenie było takie, żebyśmy te długi sukcesywnie spłacali - powiedział Wojciechowski PAP.
Dodał, że gdyby Komisja Europejska zaakceptowała rozwiązanie, zgodnie z którym te obligacje nie będą powiększały ani deficytu ani długu, to może zmniejszyć zapał kolejnych rządów do tego, aby ograniczać wydatki. A to dodatkowe ryzyko.
"To jest kompletny nonsens"
W skuteczność rządowego pomysłu na zmiany w OFE wątpi prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów, główny ekonomista BCC. Pomysłu, który poprzez emisję obligacji kierowanych do OFE, zamiast na rynek, uchronić ma Polskę przed klasyfikowaniem tych obligacji jako części długu publicznego.
- Pojawia się propozycja, że tylko przez zmianę nazwy płatności ze strony Ministerstwa Finansów, zamiast normalnych obligacji skarbowych będziemy dawać OFE emerytalne obligacje. Że sama taka zmiana nazwy plus pewna zmiana sposobu obsługi tych obligacji wystarczy, by tego typu dług publiczny nie traktować jako dług. To jest jakiś kompletny nonsens - powiedział TVN CNBC.
Co przemawia za?
Prof. Dariusz Filar, członek Rady Gospodarczej doradzającej premierowi uważa, że wprowadzenie obligacji emerytalnych, które byłyby niehandlowalne i byłyby trzymane w portfelach w OFE, pozwoliłoby też zmniejszyć potrzeby pożyczkowe budżetu państwa, a także w pewnym stopniu obniży koszty zarządzania w OFE, dlatego, że to byłyby obligacje trzymane przez OFE aż do czasu ich wykup przez państwo.
Słowem - mniejsze koszty zarządzania OFE - to także mniejsze zyski przyszłych emerytów, bo - przynajmniej teoretycznie - zatrudnionym tam ludziom od zarządzania naszymi pieniędzmi płacimy właśnie za to, żeby jak najwięcej zarabiali na nasze przyszłe emerytury.
"Kierunkowe działania" w prawie OFE
Według słów premiera Donalda Tuska, zmiany, które zaleca Rada nie są jeszcze przesądzone. Powiedział on w środę, że nad rozwiązaniami w sprawie OFE pracuje kilka zespołów i mają one zapewnić bezpieczeństwo emerytur, oszczędności oraz doprowadzić do udoskonalenia systemu emerytalnego.
To ma doprowadzić - na koniec tego tygodnia lub na początku przyszłego - "do kierunkowych działań, których zadaniem jest pełne bezpieczeństwo emerytur".
- Nie chcemy oszczędzać na przyszłych emeryturach, tylko chcemy oszczędzać, eliminując niepotrzebne wydatki, które budują zysk ciałom zewnętrznym - dodał szef rządu.
- Pracujemy nad perspektywą na najbliższy rok - to jest bezpieczeństwo budżetu, ale równocześnie nad perspektywą 20-30 lat do przodu, bo na taką perspektywę został skonstruowany cały projekt OFE - powiedział premier.
Co jeszcze zyskałby budżet?
Dla budżetu obecnie istotne jest zmniejszenie zobowiązań wobec przyszłych emerytów ale także zmniejszenie potrzeb pożyczkowych. Co się za tym kryje? Mniejsze potrzeby pożyczkowe to mniejsza podaż rządowych papierów skarbowych na rynek,a zatem - teoretycznie - większy popyt. To oznacza wyższe ceny tych papierów, a więc mniejszą rentowność. Słowem - jeśli państwo będzie miało mniejsze potrzeby pożyczkowe, to zapłaci mniejsze odsetki od emitowanych obligacji.
I właśnie taki mechanizm zalecają rządowi wszyscy ekonomiści.
Różnica jest jednak taka - proponują oni, żeby rząd zmniejszył obecne wydatki, a rządowi łatwiej jest zmniejszyć wydatki na przyszłych emerytów. Bo z przyszłymi emerytami będzie miał problem rząd za 20 czy 30 lat. A na pewno nie będzie to już ten sam rząd.
Źródło: TVN CNBC, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC, fot. TVN24