To obawy o sytuację fiskalną Polski osłabiają złotego - tak spadki kursu polskiej waluty komentuje członek Rady Polityki Pieniężnej prof. Andrzej Kaźmierczak. Analitycy jednak wskazuję na szereg innych przyczyn - od ciągnących się problemów Irlandii, przez niejasną sytuację Portugalii, po niegasnący konflikt koreańsko-koreański.
W piątek ok. godz. 16 za jedno euro trzeba było płacić 4,0140 zł, podczas gdy dobę wcześniej kurs ten wynosił 3,9798 zł. Za dolara trzeba było zapłacić powyżej trzech złotych - dokładniej 3,0300 zł, podczas gdy w czwartek o tej porze kurs wynosił 2,9798 zł.
Zdaniem profesora Andrzeja Kaźmierczaka powodem jest nie tyle odpływ kapitału z rynków wschodzących, co niepewność wobec stanu polskich finansów publicznych i przyszłości naszego systemu emerytalnego. - Spadek kursu, deprecjacja kursu złotego, jaką obecnie obserwujemy, jest reakcją rynków inwestorów finansowych na złą sytuację fiskalną. Przede wszystkim agencja ratingowa Fitch ostrzega Polskę - mówił na antenie TVN CNBC członek rady Polityki Pieniężnej. Nawiązał w ten sposób do czwartkowego raportu Fitcha, w którym wytknięto, że "obecny poziom ratingu Polski dopuszcza tylko ograniczoną tolerancję dalszego przekroczenia oficjalnych wskaźników deficytu".
Jako drugi czynnik negatywnie wpływający na złotego wskazał zamieszanie wokół systemu Otwartych Funduszy Emerytalnych. - Obserwujemy dosyć niepokojące działania w sferze systemu emerytalnego - dodał prof. Kaźmierczak.
Negatywnych czynników jest więcej
Analitycy rynkowi wskazują jednak znacznie szerszy krąg czynników, które niekorzystnie oddziaływują na naszą walutę. Ich zdaniem trudno oczekiwać zdecydowanej poprawy nastroju w przyszłym tygodniu.
- Dzisiaj sporo się działo na rynku, mieliśmy słabe otwarcie, wzrost notowań dolara. Nadal istotne są kłopoty Irlandii i ewentualne rozszerzenie ich ma Portugalię i Hiszpanię. Nastrój psuje także konflikt koreański - ocenił Marek Cherubin z Banku BPH. Jak dodał, umocnienie dolara także nie wspiera złotego.
Zdaniem dilera przyszły tydzień może przynieść niewielką poprawę nastrojów na rynkach. - Jednak cały czas nad rynkiem będą wisiały problemy krajów strefy euro - podkreślił Cherubin.
Nie wszyscy widzą sytuację czarno
Analityk TMS Brokers Michał Fronc podobnie jak prof. Kaźmierczak zauważa, że złotemu zaszkodził tez odpływ kapitału z regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Jednak jego zdaniem czynniki, które to spowodowały w następnych tygodniach powinny tracić znaczenie.
"Problemy Irlandii wydają się być w dużym stopniu załagodzone poprzez przydzielenie temu krajowi pomocy finansowej ze strony UE i MFW, natomiast niepokój o zadłużenie Hiszpanii wydaje się być przesadzony" - napisał Fronc w swoim komentarzu.
W jego opinii obecne zawirowania rynkowe stanowić mogły jedynie pretekst do głębszej korekty. Jego zdaniem złoty nie powinien podlegać dalszej deprecjacji, a oporem, który powinien ograniczać dalsze wzrosty jest poziom kursu 4,0600 złotych za jedno euro.
Kredyt we frankach bije po kieszeni
Zapowiedzi analityka nie pocieszą zapewne tych, którzy swój kredyt w szwajcarskiej walucie spłacają w ostatnich dniach miesiąca. Od początku tego tygodnia frank podrożał o ponad 6 proc., co dla posiadacza kredytu na 300 tys. zł oznacza wzrost miesięcznej raty o 70-90 złotych.
Jeszcze w poniedziałek 22 listopada można było frank kosztował 2,876 zł, piątkowe maksimum wyniosło zaś 3,0559, o 18 groszy - czyli prawie 6,3 proc. - więcej. W porównaniu najniższego kursu z początku listopada - 2,8220 zł - wzrost wyniósł aż 23 gr, czyli ponad 8 proc.
"Teoretyczna rata kredytu we frankach na 300 tys., zaciągniętego przy franku kosztującym 3 zł, z marżą 2 pkt proc., wzrosła od poniedziałku 22.11.2010 r. do piątku 26.11.2010 r. z 1117 zł do 1187 zł, czyli o 70 złotych. Jeśli ktoś kupował mieszkanie w szczycie nieruchomościowego boomu, kiedy frank kosztował 2,30 zł, a bankowe marże wynosiły ok. 1 pkt proc., jego rata wzrosła o 80 zł, z 1269 zł do 1349 złotych" - wylicza Marcin Krasoń z Open Finance.
Warto zwrócić uwagę, że na sytuację konkretnego kredytobiorcy wpływ ma także kurs szwajcarskiej waluty, po jakim przy spłacie kredytu sprzedaje mu ja bank. Niektóre z tych instytucji okazują się w tym miejscu nadzwyczaj pazerne, doliczając nawet po blisko 20 groszy do ceny każdego franka.
Źródło: TVN CNBC, tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN CNBC