Koniec rewolucji na Majdanie? "To jest wystawa, ale jeszcze nie muzeum"

Choć mniejsza frekwencja, Euromajdan się nie poddajetvn24.pl | Bartosz Andrejuk

- Na Majdan przychodzi mniej ludzi, protestujący są znużeni ciągle tymi samymi hasłami polityków. Część osób domaga się radykalizacji działań opozycji - można usłyszeć w Kijowie. - Rewolucja weszła w kolejną fazę. Przypomina korzenie drzewa, które rozrastają się pod ziemią. To kwestia czasu kiedy poznamy jej nowe oblicze - mówi tvn24.pl politolog prof. Oleg Soskin, były doradca prezydentów Leonida Kuczmy i Leonida Krawczuka.

Gdy wyjeżdżałem z Kijowa 10 grudnia stolica Ukrainy była na pierwszych stronach gazet na całym świecie. Biuro prasowe wypełnione było dziennikarzami. Nic dziwnego, wszyscy czekali na atak Berkutu na Majdan. I się doczekali. W nocy z 10 na 11 grudnia mundurowi próbowali usunąć protestujących i odbić zajmowane przez nich nielegalnie budynki. Rewolucjoniści jednak przetrwali, odbudowali barykady i postawili nowe namioty.

Co się z tego urodzi?

Od tego czasu nie tylko zmalało zainteresowanie mediów ukraińską rewolucją. Ludzie na barykadach są już zmęczeni, część się wykruszyła. Na początku grudnia w okupowanym ratuszu nocowało trzy razy więcej osób niż teraz. 5 stycznia widziałem tam kilkaset osób. Wolnego miejsca na podłodze było mnóstwo. W grudniu ludzie nie mieścili się w hali głównej.

Na samym Majdanie w ostatni weekend przedświąteczny było kilkaset osób (wielu jednak śpi w namiotach). W ciągu dnia jest ich więcej, bo nawet kilkanaście tysięcy osób.

Swojego posterunku ani na chwilę nie porzucił Alexander, z którym rozmawiałem też w grudniu. Wtedy twierdził, że do Kijowa z przyjaciółmi przyjechał bić się z milicją. - Wszyscy tego chcemy - mówił odważnie w grudniu o sobie i swoich kolegach z rodzinnego miasta.

Na Majdanie wciąż nocują setki osóbBartosz Andrejuk | tvn24.pl

Opowiadał o stylach walki. Jednym z nich był "styl na rybkę". Polega on na użyciu w walce sieci. - Jedna osoba zarzuca sieć na milicjanta, a dwie powalają s***syna - tłumaczył, mówiąc o tym jak wyobraża sobie rewolucję. Twierdził, że te metody nie spodobały się liderom Euromajdanu. - I co z tego, że będziemy stać i krzyczeć? To nic nie zmieni. Przyjechaliśmy tu by walczyć, ale liderom opozycji to się nie podobało - mówił mi 8 grudnia w okupowanym ratuszu. Twierdził, że jego koledzy po rozmowie z liderem opozycyjnej Swobody zwątpili i wrócili do domów. On został, bo miał "przemyśleć, co dalej". Chciał zobaczyć "co się z tego urodzi".

Artystyczny festiwal?

5 stycznia spotkałem Alexandra drugi raz. I tym razem w okupowanym ratuszu. Dziś Alex jest mniej radykalny, wydaje się wręcz znudzony, ale podkreśla, że nie może już się wycofać. Na kasku na głowie wciąż ma tę samą naklejkę z napisem "Ja Tu!". Pytam go, co się urodziło z jego rewolucyjnych ideałów. - Czy przemyślałeś "co dalej"? - pytam.

- To co tu się dzieje, to jest jakiś taki artystyczny festiwal. To już jest wystawa, ale jeszcze nie jest to muzeum. Nie do końca wiem co tu się dzieje. Sam popatrz. Tutaj jest wystawa zdjęć z barykad, a tam kolekcja świątecznych ozdób - opowiada jakby lekko zawiedziony. Przypominam mu, że miał przemyśleć "co dalej". - Sytuacja jest patowa. Ludzi jest sporo, ale wojny nie będzie. Nikt nie wie co dalej, a nikt nie może się wycofać. Trzeba być cały czas przygotowanym. Czemu zostałem? Czuję się tu potrzebny. Pilnuję by nie było prowokacji - mówi.

Budynek okupowanego miejskiego magistratu, w którym mieścił się m.in. ratusz, bardzo zmienił się od 10 grudnia. Teraz wisi tam wystawa zdjęć z Majdanu, stoi choinka świąteczna, barykada ozdobiona jest bombkami. Na stoliku ktoś ustawił te najładniejsze. Dla pewności zostawił kartkę: "Nie kradnij ozdób. Ty nie Janukowycz". Nastroju bożonarodzeniowego jednak nie ma. Wejścia pilnują zamaskowani chłopcy z drewnianymi kijami. Przeszukują mój plecak. Krzywią się, gdy chcę robić zdjęcia. Nie działa już magiczne stwierdzenie, że "dokumentuję rewolucję".

"Nie kradnij ozdób. Ty nie Janukowycz"Bartosz Andrejuk | tvn24.pl

Zmienia się też sam Majdan. Dla niektórych osób jest nie do poznania. W nocy z soboty na niedzielę do Biura Prasowego wbiegły dwie kobiety. Halina jest zdegustowana tym, że że ze sceny zrobiono ... dyskotekę. - Chciałyśmy dać ogłoszenie tak jak zawsze to robiłyśmy. Jednak na scenie była dyskoteka. Przecież to nie jest miejsce na zabawę - mówiła zdenerwowana pani Halina. Z głośników sceny leciał wtedy przebój "It's My Life". Usłyszeć można było też "The Final Countdown".

- Ludzie zmęczeni są pokojową formą protestu, a może nawet są już nią znużeni. Duża część protestujących oczekuje radykalizacji. Gdy porozmawia się z ludźmi, można usłyszeć, że mają dość skandowania ciągle tych samych okrzyków, oczekują czegoś nowego. Liderzy powtarzają ze sceny cały czas te same hasła, stąd zniechęcenie i czasami mniejsza frekwencja na Majdanie - mówi Paweł Bobołowicz, dziennikarz Radia Wnet, który wydarzenia w Kijowie obserwuje od listopada.

Z tą tezą zgadza się profesor Oleg Soskin, znany politolog, doradca byłych prezydentów Ukrainy - Leonida Kuczmy i Leonida Krawczuka. On nie ma wątpliwości, że rewolucja jeszcze nie umarła i to kwestia czasu, kiedy zobaczymy jej nowe oblicze. - Sam chodzę na Majdan. Wiem, że ludzi jest mniej, że są zmęczeni. Mniejsze zaangażowanie spowodowane jest okresem świąteczno-noworocznym. Rewolucja jednak weszła w kolejną fazę. Przypomina korzenie drzewa, które rozrastają się pod ziemią. To kwestia czasu, kiedy poznamy jej nowe oblicze - twierdzi Oleg Soskin w rozmowie z portalem tvn24.pl.

Senny Lwów

W drodze do Kijowa, zahaczyłem o Lwów. Tradycyjnie dużo bardziej prozachodni, ale tutaj nastroje rewolucyjne są jeszcze mniej odczuwalne.

- Oto koniec rewolucji. W namiocie zostało jeszcze kilku szaleńców, ale oni nawet w nim nie spędzają nocy. Gdzie są te wszystkie miliony? - prowokacyjnie pyta mnie Juri na Prospekcie Swobody w centrum Lwowa.

Tutejszy Euromajdan dogorywa. W sobotę rano można tu było spotkać ledwie kilka osób. Większym zainteresowaniem cieszą się świąteczne stragany. Nic dziwnego, za chwilę na Ukrainie zacznie się Boże Narodzenie. Ludzie na głowie mają raczej kupno choinki czy prezentów, niż robienie rewolucji.

Okres świąteczny nie sprzyja robieniu rewolucjiBartosz Andrejuk | tvn24.pl

Juri od początku nastawiony był negatywnie do tegorocznych protestów na Ukrainie. Tak jak wielu mocno przeżył rozczarowanie Pomarańczową Rewolucją w 2004 roku. W jego głosie czuję lekką satysfakcję, gdy pokazuje mi wygasły koksownik obok pustej sceny Euromajdanu we Lwowie - Gdyby w Warszawie opozycja zajęła miejski ratusz, to policja rozbiłaby taki protest w ciągu kilku dni - mówi nawiązując do tego co się wydarzyło w Kijowie.

Juri nie zostawia suchej nitki też na tych, którzy "solidaryzując się z Ukrainą, wywierali na nią presję przyjeżdżając z całej Europy na Majdan". Trzeba pamiętać jednak, że miejskie władze Lwowa popierają protesty, dlatego niska frekwencja akurat w tym mieście to nic dziwnego. Sercem rewolucji jest Kijów.

Gdzie Ci rewolucjoniści?

W stolicy Ukrainy dużo czasu spędziły również Mariana i Krystyna ze Lwowa. Dwudziestokilkuletnie euroentuzjastki nie straciły wigoru po powrocie z Kijowa do domu na święta. Ostatni weekend przed świętami poświęcają na rozdawanie ulotek antyrządowych.

Zapytałem je, gdzie są wszyscy lwowscy rewolucjoniści, dlaczego tak mało osób protestuje. - Wszyscy są w Kijowie. Poza tym rewolucja się zmienia. Nie trzeba protestować z flagą, by być rewolucjonistą. Trzeba zacząć działać. Same protesty nie pomogą - mówi Mariana. Twierdzi, że wielu aktywistów wyjechało z Kijowa - tak jak one - i w swoich rodzinnych miastach prowadzą coś na kształt "pracy u podstaw".

- Namawiamy ludzi by bojkotowali partię rządzącą. Pokazujemy ludziom loga firm, których właściciele weszli do Partii Regionów (partia rządząca - red.). Przekonujemy, by nie kupowali ich produktów - mówi Mariana przed sklepem z wędlinami obok dworca kolejowego we Lwowie. Twierdzi, że taki protest ma większy sens niż walka na barykadach.

Mimo niewielkiej frekwencji, Euromajdan we Lwowie wciąż istnieje. Ilu protestujących przychodzi tu wieczorami? - W Sylwestra był wypełniony po brzegi. W normalny dzień tak 150-200 osób - mówi Mariana i zapewnia, że w Kijowie rewolucja jeszcze nie umarła.

[object Object]
Jacek Czaputowicz o szczycie czwórki normandzkiej w Paryżutvn24
wideo 2/23

Autor: Z Kijowa Bartosz Andrejuk / Źródło: tvn24.pl

Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl | Bartosz Andrejuk

Tagi:
Raporty: