Gdy w izraelskich miastach zaczynają przejmująco wyć syreny alarmu przeciwlotniczego, wielu mieszkańców kompletnie je ignoruje lub po prostu z ciekawością patrzy w niebo. Mało kto szuka schronienia. To w znacznej mierze zasługa systemu Iron Dome, który stał się cichym "bohaterem" obecnej wojny z Hamasem.
Do niedawna Izrael był bezbronny wobec rakiet odpalanych przez Hamas z Strefy Gazy i Hezbollah z Libanu. Wobec wielkiej przewagi izraelskiego wojska, islamskie bojówki z broni rakietowej uczyniły swój kluczowy atut, dający im możliwość terroryzowania ludności cywilnej Izraela i wpływania na władze. Wysokie wymagania Po wojnie z Hezbollahem w 2006 roku, kiedy na północny Izrael spadło około czterech tysięcy rakiet, izraelskie władze zgłosiły pilne zapotrzebowanie na sposób ochrony przed takim zagrożeniem. Wówczas nie istniał na świecie żaden system obrony przeciwrakietowej krótkiego zasięgu. Pracami nad przyszłym Iron Dome zajął się państwowy koncern zbrojeniowy Rafael, współpracujący z szeregiem innych izraelskich firm. W pracach nad systemem uczestniczyły też najprawdopodobniej firmy amerykańskie, a Waszyngton partycypował w kosztach. Podstawowym wymogiem dla Iron Dome była zdolność obrony obszaru o powierzchni około 150 kilometrów kwadratowych przed pociskami artyleryjskimi kalibru 155 mm i rakietami o zasięgu do 70 kilometrów. System miał działać niezależnie od pogody i pory dnia, zwalczając jednocześnie wiele celów.
Nagranie ukazujące jednoczesne przechwycenie kilkunastu palestyńskich rakiet zmierzających na miasto Beer Szewa.
Szybki efekt Traktowane priorytetowo prace nad systemem bardzo szybko posuwały się naprzód. Pierwsze testy, podczas których zniszczono jednocześnie kilka nadlatujących rakiet, miały miejsce w 2010 roku. Pierwsza w pełni sprawna bateria weszła do służby wiosną 2011 roku. Do dzisiaj jest ich łącznie pięć. Docelowo ich liczba ma wynieść od 10 do 15. Tempo opracowania i wprowadzenia do służby jest zaskakująco szybkie jak na współczesne programy zbrojeniowe. Za pierwsze dwie baterie Izraelczycy zapłacili z własnej kieszeni. Kolejne osiem jest budowanych za pieniądze amerykańskich podatników. Według danych zawartych w budżecie Pentagonu na 2013 rok, USA od 2011 roku zainwestowało w Iron Dome już 900 milionów dolarów. W zamian Amerykanie liczą na transfer technologii i umieszczenie części produkcji w USA. W 2011 roku izraelskie ministerstwo obrony ogłosiło, że za kolejne baterie (ponad te osiem stworzonych na koszt USA) i zapas rakiet Izrael będzie już płacił sam. Na ten cel ma zostać przeznaczony miliard dolarów. O jakości i zaawansowaniu Iron Dome dużo mówi to, że władze USA są skłonne wykładać na jego rozwój niemałe pieniądze, licząc na otrzymanie wykorzystanych w nim technologii. Amerykanie kupujący zbrojeniowy "know-how" za granicą to duża rzadkość.
Kolejne nagranie ukazujące przechwycenie salwy rakiet Hamasu nad Beer Szewą.
Wytrzymała zapora z rakiet Iron Dome składa się z trzech kluczowych elementów. Pierwszym jest zaawansowany radar, który wykrywa nadlatujące rakiety, po czym je śledzi i automatycznie naprowadza antyrakiety. Drugi element to jednostka dowodzenia, działająca na zaawansowanym oprogramowaniu napisanym na potrzeby Iron Dome. Jego zadaniem jest analizowanie toru lotu nadlatujących rakiet i decydowanie czy zmierzają one w kierunku terenu zabudowanego. Jeśli wyliczenia wykażą, że tak, to zostają odpalone przeciwrakiety. Jeśli nie, to wrogi pocisk jest zostawiany w spokoju. Ma to na celu zmniejszenie kosztów działania systemu i utrudnienie "zalania" go masą wrogich rakiet. Cały proces decyzyjny zajmuje mniej niż sekundę i ludzie jedynie go nadzorują. Ostatnim elementem Iron Dome są antyrakiety Tamir. Każda bateria ma ich 60, umieszczonych po 20 na trzech wyrzutniach. Rakiety najpierw są naprowadzane w pobliże celu przez radar naziemny. Ostatni odcinek lotu kierują się już korzystając z własnych sensorów, które umożliwiają precyzyjne trafienie w nadlatującą rakietę. Nowy bohater Po uruchomieniu pierwszej baterii na wiosnę 2011 roku, Iron Dome szybko miał okazję "wykazać się" w prawdziwej akcji. Pierwsze udane przechwycenie miało miejsce jeszcze przed oficjalnym wprowadzeniem do służby, w kwietniu 2011 roku. Od tego czasu Iron Dome nieustannie wykazuje się dużą skutecznością, celnie eliminując palestyńskie rakiety. Głównym problemem systemu jest jego cena, a zwłaszcza cena Tamirów. Koszt rakiety jest tajny, ale szacuje się go na od 30 do 60 tysięcy dolarów za sztukę. Natomiast niszczone przez nie rakiety są prymitywne i kosztują nie więcej niż tysiąc dolarów za sztukę. Izraelskie władze twierdzą jednak, że ochrona ludności cywilnej i pozbawianie Hamasu oraz Hezbollahu ich głównego argumentu jest warte tej ceny. Gwiazda Iron Dome rozbłysła w ciągu ostatnich kilku dni. Najpierw cztery, a teraz już pięć baterii, nieustannie zestrzeliwuje nadlatujące z Strefy Gazy rakiety. Łącznie miano już zniszczyć ponad 200 wrogich pocisków, przy 90 procentowej skuteczności. Przez "Żelazną Kopułę" przedostają się jedynie niedobitki, które wyrządzają marginalne szkody. Nie ulega wątpliwości, że Iron Dome stał się cichym izraelskim "bohaterem" tej wojny. Niemal na pewno izraelskie firmy zbrojeniowe będą mogły teraz liczyć na wielkie zainteresowanie z zagranicy, a izraelski rząd ma znacznie większą możliwość manewru, nie musząc martwić się o naciski społeczeństwa terroryzowanego atakami rakietowymi.
Autor: Maciej Kucharczyk / Źródło: tvn24.pl