Kilkanaście godzin po ujawnieniu przez francuskie media kradzieży 180 detonatorów i 40 granatów z jednej z baz na południu kraju pojawiły się informacje o tym, że ogrodzenie, przez które przedostali się złodzieje nie było monitorowane. Opozycja alarmuje: są poważne wątpliwości co do zabezpieczeń francuskich obiektów wojskowych.
180 detonatorów, 40 granatów i nieokreślona liczba materiałów wybuchowych zniknęła z bazy wojskowej w Miramas. Do zdarzenia doszło prawdopodobnie w nocy z niedzieli na poniedziałek, a ich brak zauważono kilka godzin później. Francuskie media podały informacje o kradzieży we wtorek.
Nikt nic nie wie? Media: Nie było kamer
Amerykański "Newsweek" opisujący sprawę zauważa, że we wtorek w telewizji RTL pojawił się premier Francji Manuel Valls i zapytany o incydent stwierdził, że "nic o nim nie wie".
Zaalarmowało to francuską opozycję, która zarzuciła szefowi rządu "brak zainteresowania" tak poważną kwestią. Pojawiły się też ogólne wątpliwości dotyczące zabezpieczeń francuskich obiektów wojskowych.
Według stacji RTL, ogrodzenie bazy, z której skradziono sprzęt wojskowy przynajmniej na odcinku kilkudziesięciu metrów od miejsca, gdzie włamywacze przecięli płot, nie było monitorowane. Wiceprezydent prawicowego Frotu Narodowego wezwał w związku z tym do przeprowadzenia ogólnonarodowego "audytu ws. bezpieczeństwa baz wojskowych" w kraju.
Prokuratura w Marsylii rozpoczęła śledztwo w sprawie kradzieży. Prokuratorzy - według telewizji Europe 1 - nie mają jeszcze podejrzanych i nie przesądzają o tym, kto mógł dokonać włamania. Podejrzewają "zorganizowaną grupę" przestępczą, ale nie posunęli się przy tworzeniu głównej hipotezy do stwierdzenia, że stoi za tym "grupa terrorystyczna".
Baza w Miramas to ośrodek logistyczny dla zagranicznych operacji francuskiego wojska.
Autor: adso//rzw / Źródło: newsweek.com