Naukowcy przeanalizowali dziwny sygnał odebrany kilkadziesiąt lat temu przez sondę Voyager 2. To, co z niego wyczytano, sugeruje, że dwa księżyce Urana mogą mieć podpowierzchniowe oceany.
Jeden lub dwa z 27 znanych księżyców Urana mogą mieć pod swoją powierzchnią oceany - takie wnioski wypływają z nowego badania, zaprezentowanego podczas 54. konferencji Lunar and Planetary Science. Wyniki mają ukazać się w czasopiśmie "Geophysical Research Letters".
Kiedy sonda Voyager 2 przeleciała obok Urana w 1986 roku, jej instrument o nazwie Low-Energy Charged Particle wychwycił coś osobliwego. Napotkał naładowane cząstki, które wydawały się uwięzione w określonych regionach urańskiej magnetosfery. Powinny się one rozprzestrzeniać, ale trzymały się równika, znajdując się jednocześnie blisko orbit dwóch naturalnych satelitów tego gazowego olbrzyma: Mirandy i Ariela.
Zastanawiający wyrzut energii
Wówczas naukowcy byli zdania, że zaskakujący skład cząsteczek wskazywał na wniknięcie, wręcz "wstrzyknięcie" w nie porcji elektronów z czegoś, co mogło być podburzą (krótkim wyrzutem energii, ang. substorm) w polu magnetycznym Urana. Jednak po bliższym przyjrzeniu się danym Ian Cohen i jego koledzy z Johns Hopkins Applied Physics Laboratory w USA stwierdzili, że elektrony nie wykazują cech oczekiwanych od tego typu zjawisk.
Używając prostych modeli fizycznych, zespół próbował odtworzyć obserwacje sondy Voyager 2. Ustalono, że prawdziwe wyjaśnienie musi zawierać zarówno silne i spójne źródło cząstek, jak i specyficzny mechanizm ich energetyzowania. Po rozważeniu kilku możliwości specjaliści doszli do wniosku, że cząstki najprawdopodobniej pochodzą z pobliskiego księżyca, a dokładniej z Ariela i/lub Mirandy. Do uwolnienia mogło dojść poprzez pióropusz pary wodnej, podobny do tego widzianego na księżycu Saturna Enceladusie lub poprzez rozpylanie - proces, w którym cząstki uderzają w powierzchnię, wyrzucając inne w przestrzeń. To może być dowód na to, że na księżycach znajdują się podpowierzchniowe oceany.
Potrzebne kolejne misje na Urana
Teraz naukowcy zachodzą w głowę, który z księżyców może być sprawcą tego zamieszania. Szanse są równe, choć badacze nie wykluczają, że mogą to być oba obiekty jednocześnie. Wykazują one oznaki stosunkowo niedawnej geologicznej aktywności, co może odpowiadać wydobywaniu się płynnego materiału z wnętrza tych ciał niebieskich. Na razie danych jest niewiele, dlatego naukowcy coraz częściej domagają się dedykowanej misji na Urana, być może z uwzględnieniem Neptuna.
- Zawsze możemy przeprowadzić bardziej kompleksowe modelowanie, ale dopóki nie będziemy mieli nowych danych, wnioski zawsze będą ograniczone - mówił Cohen.
Na razie NASA zapowiada misję Enceladus Orbilander, która ma zbadać ten księżyc. Jej start miałby być zaplanowany na początek przyszłej dekady XXI wieku, a dotarcie do miejsca docelowego na okolice 2050 roku.
Źródło: sciencealert.com, tvnmeteo.pl, NASA, jhuapl.edu
Źródło zdjęcia głównego: NASA/JPL