Podczas niedzielnej przejażdżki rowerzysta z Melbourne w Australii spotkał stado kangurów, które przyglądało mu się z zaciekawieniem. Wyglądały jak kangury zombie. - Byłem przerażony - opowiada o tym dziwnym spotkaniu.
Jest spokojne niedzielne popołudnie. Ben Vezina przejeżdża rowerem przez drogę w Hawkstowe Park w Melbourne. Nagle na poboczu zaczynają pojawiać się wielkie szare słupy. Po podjechaniu bliżej Vezina zauważa, że to kangury. Stoją w bezruchu, obserwując go. Zwierzęta wyglądały jak zombie.
- Byłem przerażony. One po prostu stały i patrzyły na mnie. Wszystkie. To było naprawdę denerwujące doświadczenie - opowiada rowerzysta.
Wiele strachu o nic
Kangury, które spotkał na swojej drodze Vezina, to kangury olbrzymie. Osiągają do dwóch metrów wysokości, a ich waga sięga 90 kg. Są jednak spokojnymi zwierzętami, jak większość przedstawicieli gatunku.
- Ich zachowanie było typowe. To bardzo ciekawe i dociekliwe zwierzęta. Ben prawdopodobnie zaskoczył je podczas typowego wypasu, więc obserwacja była dla nich naturalna w tej sytuacji - mówi zoolog Marian Powers z ogrodu zoologicznego Fort Wayne w stanie Indiana.
Kangur, na którego natykali się warszawiacy
Tuż przed ubiegłorocznymi świętami Bożego Narodzenia z minizoo w Dziekanowie Leśnym uciekła para kangurów - Stefan i Stefania. Samiec zginął pod kołami samochodu, natomiast kangurzyca Stefania od tego czasu wielokrotnie była widywana na warszawskiej Sadybie. Do ekopatrolu, który poszukiwał Stefanii, zgłaszali się też mieszkańcy m.in. Powiśla.
Ostatecznie w połowie kwietnia Stefania została znaleziona martwa na polnej drodze w Otwocku.
Autor: mar/map / Źródło: bcnews.com