Ponad 300 tysięcy osób zostało bez prądu po tym, jak na stolicę Chile spadła gruba warstwa śniegu. Jest też pierwsza ofiara śmiertelna tej nieoczekiwanej zimy.
Po raz pierwszy od lat w stolicy Chile spadł śnieg, prowadząc do prawdziwego chaosu. Chociaż amatorów "białego szaleństwa" i entuzjastów tej nagłej zimy jest wielu, śnieżyca doprowadziła do odcięcia ponad 300 tysięcy mieszkańców od prądu. Meteorologowie są zdania, że to najcięższa zamieć w Santiago od 2007 roku.
Biały paraliż
Santiago zostało w sobotę sparaliżowane przez niespodziewaną śnieżycę, ale na tym nie koniec. Pewien pracownik miejski, który próbował oczyścić słup wysokiego napięcia z warstwy lodu, zmarł na wskutek porażenia. Co więcej, dwie osoby również poraził prąd z oberwanych przez śnieżycę kabli: starsza kobieta z wnuczką nie zauważyły zagrożenia.
Warstwa śniegu była na tyle gruba, że nie wytrzymały tego niektóre dachy i zadaszenia: nawet w remizie strażackiej na wozy zarwał się dach, dodatkowo komplikując akcje ratunkowe straży. Zacinający deszcz i zmrożony śnieżny puch padają w Chile od dwóch dni - dla niektórych to okazja to świętowania z rodziną, wyciągnięcia zakurzonych nart czy sanek lub walki na śnieżki. Inni szacują straty i naprawiają samochody. Śnieżyca zirytowała również fanów piłki nożnej - zawody Copa Chile zostały odsunięte w czasie.
Nadciąga zima
- Oczywiście, po prostu napadało śniegu, ale do tego w powietrzu unosi się taka magiczna atmosfera tu, w Belli i w całym Santiago. Nikt się tego nie spodziewał - powiedział jeden z mieszkańców.
Pomimo zniszczeń i braku prądu mieszkańcy Santiago świętują i korzystają z warstwy śniegu zalegającej w stolicy. Na trawnikach zaroiło się od bałwanów i zbrylonych śnieżek, a w internecie - od filmów i zdjęć z roześmianymi dziećmi w igloo. Niestety, jest równie wiele filmów zatarasowanych dróg i zarwanych dachów.
Więcej informacji o tej nieoczekiwanej śnieżycy otrzymasz tu:
Autor: sj/map / Źródło: ENEX